Ostatnio ruszyliśmy z muffinami - wpadłam na to dopiero teraz bo jestem zbyt niecierpliwa na nakładanie ciasta do papilotek, zdecydowanie preferuję ciepnięcie ciasta do blaszki i już. Ale dla Dżuniora okazało się to strzałem w dziesiątkę. Fantastycznie miesza w jednej misce suche składniki, potem w drugiej mokre. Dziś nawet dałam mu trzepaczkę do rozbełtania jaj i super sobie radził. Zostało dla mnie co prawda to żmudne nakładanie porcji ciasta, ale jakoś tak z pomocą młodego nie było to aż tak upierdliwe ;)
Tak więc w tygodniu były muffiny jabłkowe, a dziś marchewkowe - i te wyszły naprawdę nieźle :) Panicz tuczy tatusia namiętnie, bo sam mimo zapału za dużo nie zmieści, a ja na diecie. Ale tatuś nie narzeka, albowiem muffiny należą do jego ulubionych wypieków. Wiec generalnie wszyscy zadowoleni ;) muszę tylko poszukać więcej przepisów :)
Oprócz tego nasza zwykła codzienność jest barwna, coraz barwniejsza. Wygospodarowałam kawałek regału na układanki, memory, pieczątki dziecka. Dziecko, tak obdarowane, z wyeksponowaną zawartością zabawek edukacyjnych potrafi spędzić kawał czasu pobierając co i rusz z półeczki nowe pudełko i z zapałem rozpracowując jego zawartość. Lokomotywy wylądowały w oddzielnym pudełku i służą, prócz zabawy, do rozpoznawania kolorów, cyfr, liter. Młody to ostatnie sam sobie zażyczył, ja bym z nauką jednak jeszcze się wstrzymała.. Ale skoro nowe bodźce mają ponoć wspomagać tę nieszczęsną mowę która u panicza leży raczej, to chwytam się wszystkiego co może młodego zainteresować i po udzić do mówienia. Przymierzam się do kupna dziecięcej kuchni z wyposażeniem :P a może po prostu nieco świruję? Ale z drugiej strony widać jak panicz namiętnie poznaje, próbuje, cieszy się nowymi umiejętnościami... Tylko magazynu na te wszystkie sprzęta zaraz nam będzie potrzeba :P
To jest mega fascynujące, to patrzenie jak Dżunior rozwija się jak dziki :) To tempo, zapał, wydajność... Niesamowite.
Jestem już na etapie żałowania że mąż nie zgadza się na kolejnego geniusza w rodzinie :3