Chłopaki!

Lilypie Fifth Birthday tickers Lilypie First Birthday tickers

Friday 31 May 2013

Plac zabaw w domu ;)

Nie bardzo mieliśmy miejsce żeby Dżuniora ''puszczać luzem'' żeby mógł się swobodnie bawić. Za kojcem na razie nie przepada, mam nadzieję że jak usiądzie polubi ten kącik i będzie chętnie w nim spędzał czas. Na razie kojec jest be.
Sporo miejsca do zabawy jest w jego sypialni na górze, ale latanie po schodach z małym na rękach parę razy dziennie było mało zabawne.
No i w ostatnich dniach nastąpiło spore przemeblowanie. Dość duża zmiana, ale uzystaliśmy nareszcie wystarczającą przestrzeń w salonie żeby młody panicz mógł się bezpiecznie bawić bez zamartwiania się żeby nie wyrżnął głową o nogę stołu.
A i sam stół zyskał na zamianie ;) I tak my mamy jadalnię (z której nie korzystamy, bo i ile zabawniej jest z talerzem na kolanach przed tv ;)), a Dżunior ma swój plac zabaw :)


Sunday 26 May 2013

Marud w kulkach.

Dlaczego w kulkach to się okaże za chwilę ;) A że marud, to też prawda. Daje nam Dżunior popalić od paru dni, albo wreszcie zęby szykują się na wielkie wejście, a właściwie wyjście ;) albo kolejny skok rozwojowy, albo nie wiem co :P Ale młody panicz stał się płaksiwy, ciężko go zadowolić, potrafi rozbeczeć się w trakcie jedzenia i w ogóle w najmniej spodziewanym momencie. Słabo to znoszę, sama jestem poddenerwowana i chodzę jak chmura gradowa. W sensie nie tym że mały marudny tylko że ewidentnie coś mu nie pasuje a ja sama to odczuwam jak kamień w bucie.

Żeby panicza nieco rozchmurzyć, poszliśmy sobie na spacerek, a w trakcie tego spacerku zahaczyłam o centrum zabaw. Co prawda nie byłam pewna czy takim oseskom mają cokolwiek do zaproponowania ale miła pani pozwoliła się najpierw rozejrzeć, a poza tym akurat było pusto, więc zdecydowałam się spróbować. I nawet nie było źle :) Dżunior momentami był nieźle rozbawiony, choć szczerze mówiąc nie tyle nawet zabawkami co jakimś facecikiem który tak udatnie naśladował psa, kota oraz kaczkę, a wszystko to leżąc na brzuchu przed małym że i on i ja pękaliśmy ze śmiechu, ale z zabawek też trochę pokorzystał to więcej doprowadziło mnie do nerwicy (wszystko ładował do buzi!) niż bawiło ;)
Właściwie kulki były najkrócej interesujące ;)


Reszta zabawek bardziej...




A hitem okazało się to, co byłam pewna że nim będzie ;)


Generalnie młody panicz musi nieco jeszcze podrosnąć do takich atrakcji, choć dziś też miał zabawę, no i z uwagą obserwował starszego od siebie chłopczyka.

A tu jeszcze mój bez na koniec, mąż mi go posadził prawie dwa lata temu w ogródku, taki malutki krzaczek to był.... a teraz sięga mi już do pasa :D Iwłaśnie zabiera się za kwitnięcie :>



Aha... Dżunior finalnie wylądował dziś w swoim pokoju, co również łamie mi serce :P Nawet niańka średnio mnie dziś pociesza :P

Saturday 25 May 2013

Niańka.

Wreszcie jakoś spokojniej siedzę na dole, a Dżunior pochrapuje na górze w sypialni. Przy komputerze, na biurku, tuż obok mnie stoi sobie małe biało fioletowe urządzonko które czyściutko mi to Dżuniorowe pochrapywanie przekazuje.
Wczesnym wieczorem mieliśmy z mężem ubaw, jedno na górze drugie na dole i gadaliśmy sobie przez niańkę ;D Bo sprytne to urządzonko ma taki myk że można się przez nie porozumiewać jak przed krótkofalówkę. Z tym że jakoś odbioru wspaniała, w niczym nie przypomina krótkofalówek jakimi bawiłam się dziecięciem będąc.
W każdym razie jestem usatysfakcjonowana zakupem, młody panicz od dziś śpi na górze a ja może jutro pozbędę się przynajmniej jednego mebla z salonu - kołyski. Mały nawet nie zdążył w sumie z niej wyrosnąć bo taką większą kupiliśmy.


Thursday 23 May 2013

Czasu brak!

No nie mam kiedy przysiąść porządnie i nasmarować tłustą notkę :(
W ciągu dnia Dżunior, coraz mocniej absorbujący i coraz mniej i krócej śpiący, a wieczorem to już przed dziesiątą w wyrku - zaraz po ululaniu młodego panicza. A niby w domu non stop siedze ;)
Z reporterskiego obowiązku - Dżunior nam wreszcie zrobił przyjemność i ''wczora z wieczora'' przesmyknął się pierwszy raz samodzielnie z plecków na brzuszek. Bo odwrotnie to już od dawna umie ;) Tatuś pomachał odpowiednią marchewką, znaczy telefonem przed Dżuniorowym noskiem i bach - chęć posiadania zwyciężyła leniuszka ;)
A poza tym już nic nowego właściwie, w weekend przenosimy małego do jego pokoju. W sensie z łóżeczkiem. Jak dla mnie mógłby dalej kątem u nas w sypialni pomieszkiwać, ale sama wiem że im później tym gorzej dla syneczka. Więc postanowione. Szukam tylko teraz na gwałt jakieś dobrej acz niedrogiej elektronicznej niani, tak dla swojej spokojności :>

Friday 17 May 2013

Krupniczek.

Dałam dziś własnemu dziecku zupy. Piszę to takim tonem ;) bo zupa była nasza a nie jego. Tyle tylko że bez płynu, ale wyłowiłam ziemniaczka, marchew, pietruszkę, kaszę z naszej, doprawionej (no nie jakoś przesadnie ale soli i pieprzu trochę dałam), tatuś Dżuniorowy lekko zmiksował, a młody panicz piszczał jak mu za wolno łyżeczki podawałam. Rozstroju żołądka nie ma, i mam tylko nadzieję że mieć nie będzie. I co teraz? Swoimi niedoprawionymi zupkami pluje i parska, a krupniku to nie powiem ile zjadł bo wstyd ;D

Dziś okazało się, że młody panicz leżąc na brzuszku opiera się na dłoniach. Doprawdy nie wiem kiedy się tego nauczył, ale umie ;)

Oraz dziś także się okazało, że mały zaczął zauważać zwierzątka ;) Będąc dziś w parczku zahaczyliśmy o zwierzynę, kozy tak sobie, króliki ignor, paw tak samo. A przy kurakach zaskoczyło :) Pierwszy raz, wlepione oczy, uśmieszki, patrzenie za kurami, zdziwienie jak zapiał kogut. Zaprawdę piękny widok. I nic to, że po paru minutach panicza zafascynowały równie silnie jego własne buty i kuraki przestały istnieć :D
Czemu mi zaczęło na bloga wstawiać zdjęcia poziomo mimo że robione są pionowo to nie wiem, ale jeszcze jedna fotka - tym razem moja fascynacja z dzisiaj :D
Aż żal że za kratkami ;)


I skoro jestem już przy temacie fascynacji ;) to jeszcze na koniec poekscytuję się moim nowym mopem parowym, który niespodziankowo dotarł do mnie dzisiaj, mimo że miał być jutro :) O raju raju jaki fajny wynalazek, żegnajcie znienawidzone wiadro z mopem :P Podłoga w kuchni sama prawie mi się umyła, lustro w łazience i za przeproszeniem kibelek takoż. Jutro wjeżdzam na dywan i wykładzinę, też ciekawa jestem efektu a już dziś nie zdążyłam :>

Wednesday 15 May 2013

A tu masz, widzisz, to żółteczko... ;)

Żółtko jaja kurzęcego w liczbie pół jednego ;) Dżunior dostał po raz pierwszy przedwczoraj. Zgodnie z zaleceniami ma jeść pół co drugi dzień i tak też się dzieje. Dziś znowu była wkładka do zupki i poszło gładko. Rozgniecione widelcem w zupie młody panicz dziamie sobie koncertowo. Zółtko podaję ze słoiczkiem, moje gotowanie nie wchodzi małemu. Wczoraj dzięki mojej zupce Smyk nauczył się nagle nowej umiejętności, wcześniej nieznanej - plucia. A właściwie takiego wyparskiwania zawartości buzi. Tak mnie tym wczoraj rozbawił, że on pluł i parskał a ja rechotałam w głos.Najgorzej wyszła na tym zupka, bo wróciła prawie nietknięta do kuchni. A Dżunior z dużą przyjemnością parska sobie rekraacyjnie dalej, skoro już posiadł tę jakże interesującą umiejętność.
Jednakże ze słoików będę zaraz rezygnować, już zaczęłam młodego panicza przyzwyczajać do naszego, normalnego jedzenia. Oczywiście nie wszystko jak leci, ale np dzisiaj dostał ode mnie z talerza trochę ziemniaka i odrobinę ryby. Fakt, całkiem bez soli to to nie było, ale dałam malutko. A młody panicz szamał aż miło. Tak myślę jak zmodyfikować nasze menu na zdrowszą nutę tak, żeby mały mógł częściej, aż w konću zawsze z nami jadać. I żeby nie musiał jednak papkować, może raczej rozgniecione... przynajmniej na początku... Tak kombinuję z tym jego jedzeniem jak koń pod górę, jakbym mogła co najmniej coś nowego wymyśleć :P
Tak samo kombinowałam od ładnych paru dni nad maszynką parową do czyszczenia, jako że Dżunior zapewne niedługo już uraczy nas raczkowaniem ;) Szukałam, kopałam przed opinie, modele, ceny... no i dziś dokonałam zakupu. Mam tylko nadzieję że wybrałam dobrze, i z całą parą będę parą odkażać młodemu paniczowi podłogi i dywany ;D
Od dwóch dni w domu, leje i wieje, lenimy się zupełnie że aż strach. Tylko mąż biedak w robocie, a my wespół wzespół z psiurem na sofce :P
Zdjęcie mi się jakby wszerz rozjechało, ale widać i psiura, i łapkę młodego i nawet moją nogę ;) to poprawiać nie będę ;) Grunt że na sofce fajnie jest ;)

Sunday 12 May 2013

Nieleniwa niedziela.

Myślę, że Dżunior lubi weekendy. Ze mną w tygodniu nie ma tak wesoło, a jak pogody nie ma siedzimy w domu. W soboty i niedziele mamy auto do dyspozycji i możemy jeździć nawet jak pogody brak.
Dziś rozpoczęliśmy dzień od wizyty w tesco, co może samo w sobie nie jest czymś mega ciekawym, za to wycieczka ta umożliwiła chwalenie się synusiowi umiejętnością siedzenia ;)
Potem nagotowałam zupki z jagnięcinką, kalafiorem, marchewką, brokułkiem i ziemniakiem.... ale młodemu panczowi nie podeszło :( Zjadł niby parę łyżeczek, ale raczej niechętnie i trzeba było dokarmiać mlekiem. Co jak co, ale słoiczki szamie zdecydowanie chętniej niż moje wyroby. A ta dzisiejsza zupka to był raczej niewypał, a jeszcze mam jej zamrożone dwie porcje.... Najwyżej psiur będzie miał ekstra witaminy, ona na Dżuniorowe zupki zupełnie nie narzeka.

No a potem już pojechaliśmy po obiecaną paniczowi zabawkę, zajęła nam ta podróż popołudnie, ale zaiste warto było. Radość małego po powrocie do domu nie do opisania, a dla nas słownie półtorej godziny błogiego spokoju przerywanego tylko czasem radosnym rechocikiem synusia. Cóż to była za moc atrakcji, to aż przyjemnie było patrzeć. Oboje z psiurem mieli ubaw po paszki z maszynki.



I taki to ot wesoły dzionek, a jutro znowu dżdżysty poniedziałek :P

Saturday 11 May 2013

Zakupowo wizytowo.

Był to dość intensywny dzień dla Dżuniora, i trzeba przyznać młodemu że zniósł go nad wyraz dzielnie. Parę godzin w centrum handlowym, oglądanie masy zabawek - do niektórych z nich młody panicz się uśmiechał, niektóre ignorował... W sklepie Disneya miła panienka pokazywała mu pluszaki, ale żadem nie wywołał entuzjazmu, choć mały nie powiem, oglądał. Więc wyjechaliśmy z niczym. Boom nastąpił w sklepie z zabawkami edukacyjnymi (po rodzicach Dżunior ekstra mądry hehe), gdzie dla próby zaledwie wsadziłam panicza do... no, powiedzmy chodzika, ale stacjonarnego ;) Za to siedzisko obraca się naokoło, a to naokoło to masa przycisków, szeleszczeń, lusterek itp. Zamurowało mnie kompletnie, bo synuś nagle jakby ostrogą dostał, tak go to wciągnęło. Totalne ożywienie i szał ciał. Tylko ta cena.... Na pocieszenie dostał biedronkę z padaczką ( też chojejnie cenną, ach te zabawki edukacyjne) i przyrzeczenie znalezienia stacjonarnego chodzika na ebay. Odbiegając na moment od tematu, zabawka została po przyjeździe do domu namierzona, kupiona i jutro ją odbieramy. Małe pytanie jakie zalęgło się w mojej głowie to gdzie to postawimy, ale to już temat na jutro ;)
A więc Dżunior wyjechał ze sklepu z trzęsącą się biedronką w objęciach, a zaraz potem zamurował mnie po raz kolejny tego dnia, bo rzuciwszy okiem na wózek dostrzegłam jak on siedzi. A siedział, tadam, nie opierając się pleckami! Zatarasowałam na moment przejście, bo się musiałam na to cudo napatrzeć. Oraz machnąć parę fotek ;)


Ukoronowaniem zakupów były chińskie kluchy dla nas, a Dżunior pięknie nam towarzyszył w obiadku szamiąc całe 190g. bananowego crumble. Przyjemne to, że możemy sobie tak usiąść z małym, zjeśc obiad, nakarmić go -  i wszystko to w miłej, niewrzaskliwej atmosferze ;) Synuś uniósł się tylko kiedy nie chcieliśmy poczęstować go chińszczyzną ani colą, ale dla porządku chociaż pociumkał słomkę od mojego napoju i bardzo go to rozchmurzyło.

No a wieczorkiem wpadliśmy do ciotki na herbatkę. Dżunior w gościach zachowywał się w miarę, dostał w trakcie swój jogurcik, a nawet chwilę dał się ciotce potrzymać w objęciach. Ale tylko chwilę, młody panicz jest w tym wieku, że na dłużej w w ramionach to tylko u mnie albo tatusia. I tylko ja albo tatuś możemy karmić. Inni owszem, na chwilkę, a z niewielkiego dystansu lubi wszystkich ;)
U ciotki na kolanku ;)

A do domu wróciliśmy wieczorem, Dżunior dla porządku zerknął sennym oczkiem na Teletubisie, kaszy nawet nie dopił i zasnął twardo nim na dobre umościł się w śpiworku.... ;)

Friday 10 May 2013

Gotowanie zupki.

Przeglądałam dziś po raz tysięczny oferty słoiczków dla niemowląt w tym pogańskim kraju i po prostu się poddałam. Poza słownie trzema 4+ od Hippa nie ma absolutnie nic ciekawego - a dokładnie nie ma takiej etykiety która by mi nie podnosiła na głowie siwych włosów. Słoiczki 6+ i 7+ wypadają jeszcze gorzej, sól, ekstrakt drożdży i jeszcze jakieś cuda wianki. Wymiękam, ja nie jestem nazi żywieniowym, ale niech ten mój synuś je chociaż w miarę posiłki....
Zawzięłam się w sobie, przekopałam zamrażarkę, za pomocą tłuczka i noża odłupałam kawałek zamrożonej piersi kurzęcej (zdesperowana byłam to dobrze mi szło ;], wyciągnęłam garść brokułów i słoiczek marchwi z początków wprowadzania warzyw, i hajda do garów.
Skomplikowane nijak to nie było, ugotowało się w paręnaście minut. Poza tym że proporcje dla malucha są mi nieznane, wyszło tego na cztery dni. Jedno na dziś, drugie do lodówki na jutro i dwie porcje do zamrażarki. Wyglądało paskudnie, ale ze zdziwieniem zauważyłam, że... w sumie niczego sobie. Smak dla mnie znajomy z racji paru diet z przeszłości obfitujących w brokuły bez soli i takież kurze mięso.
Dżunior nawet nie protestował przed takim obiadem, zjadł 190g, a normalnie dawałam mu 125g. słoiki Hippa. Jako że już wieczór to chyba mogę stwierdzić ze poszło mu na zdrowie ;) I nareszcie wprowadziłam mu brokuły, a w kolejce jeszcze parę warzyw które już powinien jeść.

I jeszcze dwie fotki z serii kokoszenie się na dywanie:

''Chojejne brzuszkowanie''
Oraz.... ''Kto wypina tego wina ;)''
Dobranoc ;)

Wednesday 8 May 2013

Smaczne śpioszki, mniam.

Zostawiłam dziś rano Dżuniora na chwilę w foteliku i poszłam mu zrobić śniadanie.
Kiedy weszłam do pokoju, flaszeczka mi mało z rąk nie wypadła z wrażenia. Młody panicz, zapatrzony w bajeczkę, a w buzi... stopka śpioszków.... Zamarłam, a mały skubaniec nawet mnie nie zauważył, tak był zajęty przeżuwaniem. Zapewne zadarcie nogi w pozycji siedzącej również pochłaniało część jego uwagi, no ja bym tak nie potrafiła :P

Nie wiem czy dobrze widać na zdjęciu, ale muszę powiedzieć że na żywo był to widok powalający.
Zresztą rano zadziwił mnie również, wstałam, a młody przeżuwa w łóżeczku szele od śpiworka. Odpięte! A na bank kiedy zasypiał napki były kulturalnie zapięte na ramionkach :P
Dżunior żuje wszystko, co się da i co się nie da, wszystko co nóg nie ma i przed nim nie ucieka. Ale szał totalny to tak od wczoraj, przedwczoraj może... Wczoraj zdaje się przekręcił się w kołysce na boczek, i doprawdy nie wiem jak wyciągnął spod materacyka ochraniacz (kołyska mała i założyliśmy boczne ochraniacze metodą lekko kombinowaną ;)), no wyciągnął i co... w wiadomym celu, wpakowania do buzi :P Zasnęło maleństwo kurczowo ściskając w paluszkach ten nowo odkryty skarb.
Nową nauką jest też to, że nie wystarcza mu już siedzenie w swoim krzesełku kiedy jemy. Teraz musi siedzieć u mnie na kolanach, i najlepiej jak może się dobrać do talerza. Normalnie aż się do tego trzęsie. Dostał raz czy dwa odrobinę ziemniaka, a dziś próbował zwędzić kawałek sałaty.

W ogóle myślę nad spróbowaniem z Dżuniorem BLW, ale pierwsza zasada jest taka, że mały musi pewnie samodzielnie siedzieć, a tego młody panicz jeszcze nie opanował idealnie. Ale myślę, że przy jego zainteresowaniu jedzeniem jako takim może to być strzał w dziesiątkę. I może ta też przy tym nie padnę na zawał ze strachu o zadławienie :/, jak bardzo się postaram :P

Zobaczymy, z siedzeniem pewnie będzie jak z każdą nową umiejętnością, nic nic nic i nagle umie. Jest to dla mnie niewytłumaczalny fenomen niemowlaków, jakby w nocy śniły o metodzie - a rano tę teorię wprowadzały w praktykę :D

Monday 6 May 2013

Na zielonej trawce.

Dżunior skończył dziś pół roku. Co sobie to uświadomię to mi się wierzyć nie chce że to tak szybko zleciało, no ale liczby nie kłamią ;)
Mieliśmy jechać gdzieś na wycieczkę, ale nie wybraliśmy w końcu żadnego ciekawego miejsca i zostaliśmy w domu. Chociaż może lepiej byłoby napisać, że zostaliśmy w ogródku. Mąż zabrał się za kopanie, ja za doprawianie alergii (jutro się zadrapię ;P), natomiast młody panicz został wypuszczony po raz pierwszy na trawkę. No, może nie tak dosłownie, bo leżał na macie albo siedział w foteliku, ale wyraźnie mu się podobało. No, chyba że akurat był znudzony ;)
A Dżunior na zielonej trawce prezentuje się tak:

Natomiast trawka w Dżuniorowej łapce wygląda tak:

I jeszcze 'wiosenna stołówka", tak młody panicz dziś konsumował swoją zupkę, bacznie przy tym obserwując tatusia szalejącego z łopatą:

I jeszcze poobiednia herbatka, prawie że fajfoklok ;)

Fajny to był dzień, tak mało czasu spędzamy we trójkę. Mężowa praca, weekendy zakupy, bieganie bez sensu ;) A dziś tak po prostu, fajnie i słonecznie :) Oby więcej takich dni! :)

Sunday 5 May 2013

Nie będę jadł!

No i stało się. W przeddzień swojej półrocznicy Dżunior odmówił nowej kaszy, którą mu dziś kupiliśmy. Chciałam dobrze ;), przeszukując net znalazłam mleko z kaszą Hippa na noc. Taki miks mleka i kaszy, na lepszy sen. No i młody panicz mówiąc brutalnie wypiął się jak tylko spróbował. Na początku myśleliśmy że jest nie w sosie, śpiący.... W końcu w akcie desperacji zrobiłam stare mleko z kleikiem ryżowym, i nastąpił cudowny powrót apetytu. Tyle że mały tak się zmęczył tłumaczeniem nam o co chodzi, że zaczął przysypiać...
A w szafce dwa opakowania mleka następnego takoż od Hipp, którym zamierzamy zastąpić dotychczasowe mleko. O ile tylko Dżunior na to pozwoli.....

Saturday 4 May 2013

Zawieje.

I nie wiem czy zamiecie czy nie, ale znowu jest nieprzyjemnie.
Za to mam wrażenie że zaczynam prowadzić blog meteo ;P W każdym razie o słońcu przypomina mi teraz paskudna alergia - cena za dzień na lekkim wiosennym słońcu. Swędzi i piecze, no i wyglądam jak nakrapiane jajo. Cóż, na urodę i tak mi nijak nie zaszkodzi :P
Tak więc wczoraj nudy urozmaicone zdeczka wizytą Dżuniorowej ciotki, a dziś zakupy, i przenoszenie chyłkiem małego z i do samochodu - żeby go nie zawiało. Przy tutejszym klimacie ma szansę przechodzić w czapce cały rok na okrągło. Jedno jest pewne,  gorzej znoszę tę wieczną domówkę w taką pogodę.
Kupiłam dziś wreszcie kaszę glutenową, przestaję dodawać młodemu paniczowi mannę do zupki. Zdecydowanie woli czystą, to co będę dziecku żałować Kaszki pszennej w mleku nie poczuje. A i ja przestanę sterczeć nad garnuszkiem z 25. mililitrami wody i 5g. manny. Miarka kaszy glutenowej do mleka i wszyscy są zadowoleni ;)
Jako że Dżunior pała miłością do owocków, w miarę możliwości wprowadzam mu co parę dni te bezpieczniejsze. Do jabłka, gruchy i banana dołączyło dziś mango, równie owacyjnie powitane to poprzednicy. Za to nie wiedzieć czemu kaszka bananowa okazała się ble i niedobra, więc trenujemy jabłkową.
 Jako że karmienie owocami to przywilej tatusia, z czystym spokojem i przyjemnością mogę sobie obserwować jak młodzian ma zaciesz na widok pojemniczka z owocami, i jak na prawde bardzo szeroko otwiera buzię jak tylko łyżeczka doń się zbliża. Pocieszny widok :o)



Thursday 2 May 2013

Wyprawa.

Zgodnie z prognozami, jutro deszcz.
A więc dziś mocnym akcentem uhonorowaliśmy ładną pogodę. A było zaiste przepięknie, i ciepło na tyle że wystartowałam w koszulce z krótkim rękawem. Mam tylko problem jak ubierać Dżuniora - zimą było prościej... zakładało się dużo i grubo i grało. A dziś niby ciepło, ale wieje, niby rozpiąć polarek bo słońce, ale jeszcze go zawieje... Skomplikowane wielce.
W każdym razie wypuściliśmy się przed południem, a wróciliśmy późnym popołudniem. Wyprawa dwoma autobusami, ale warto było. A poza tym młody panicz lubi autobusy, dobrze mu się w nich śpi ;)
Cel wycieczki, urokliwy bardzo. Warto było, oj warto :) Piękny, duży park, mnóstwo urokliwych alejek do wędrowania, cisza, słońce, kicające wiewiórki. Dawno już nie miałam tak relaksującego i spokojnego dnia ;)
Kwiatki już w pełnym rozkwicie!
Kaczuch co niemiara (młody oczywiście w nosie miał kaczki... ;))
Wiewiórka....
I w ogóle widoczki przepyszne, godziny deptania ścieżek i wcale dosyć nie miałam :)
Nie wiem czy Dżunior dużo z tych widoczków sobie przyswoił, pewnie jeszcze nie za bardzo, ale spędził dzień na świeżym powietrzu i nawet specjalnie nie protestował. Lekko się uniósł w porze karmienia, bośmy przycupnęli z flaszką na parkowej ławeczce no i fakt, super wygodnie to nie było. Co nie przeszkodziło małemu zjeść dużo większej porcji niż zazwyczaj. Mleko w temperaturze otoczenia też mu nie przeszkadzało. Po mleku poweselał i łaziliśmy dalej. Miałam jeszcze w zapasie owocki i soczek, ale tak z godzinkę po mleku Dżunior zapadł w tak głeboki sen że nie było już okazji dalej popiknikować.
Żeby tak dłużej ta pogoda.... Zachęcona sukcesem dzisiejszej wyprawy zaczęłam cicho planować wypad całodniowy nad morze... :>
A jutro pewnie już siedzenie w domu (chyba że mały spacer pod folią.. ). Plsem tego jest fakt, że może wreszcie ugotuję jakiś obiad bo ostatnie dni to nie miałam kiedy ;D

Wednesday 1 May 2013

Wykorzystać słońce na maksa.

Taki jest plan.
Zanim w naszym świecie pojawił się Dżunior, głównie pracowałam i spałam. Wędrując teraz, planując krótsze i dłuższe wycieczki dopiero zobaczyłam, jak słabo znam okolicę w której mieszkam ;) Parki i parczki, uliczki, miłe dla oka miejscówki.
Dziś właśnie byliśmy w takim miejscu, w parku do którego dojście zajęło nam niecałe pół godzinki. A nigdy wcześniej w nim nie byłam :) No owszem, przejeżdzałam obok, ale to nie to samo ;)
A w parczku takie niespodziewajki:
Młody panicz nie skorzystał akurat, bo smacznie spał. Jak na razie z tych wycieczek ja mam zdecydowanie więcej korzyści niż on ;) Ale że lubię zwierzątka wszelakie to miałam atrakcję. Do wypadu do zoo i tak raczej poczekam aż Dżunior będzie w stanie docenić takie atrakcje.
A potem jeszcze długaśny rajd po okolicznych wioseczkach i gdyby nie autobus to nie wiem jak dotelepałabym się do domu ;)
A w domu zrobiliśmy sobie serek homo, całkiem domowy i bez konserwantów ;) Młody wybitnie był zaintrygowany i wystawiał ozorek, w takich momentach żal mi go strasznie że jeszcze jest za mały na pewne rzeczy. Bo wyraźnie widzę, że co jak co ale jedzenie wszelakie baardzo go interesuje ;)

Jak na pierwszy raz to jestem z siebie dumna! No i z młodego panicza też oczywiście, dzielnie mnie wspierał duchowo :D

A potem, już pod wieczór zrobiło mi się żal że tak marnujemy to chwilowo ofiarowane nam słońce i urządziliśmy sobie jeszcze ''werandowanie'' ;)
Psinka oczywiście zawsze blisko panicza ;)

A teraz, jeszcze przed snem należy zaplanować jutrzejszą wyprawę :>