Chłopaki!

Lilypie Fifth Birthday tickers Lilypie First Birthday tickers

Saturday 30 November 2013

Andrzejkowo ;)

Każda okazja jest dobra, żeby fajnie spędzić dzień ;) więc powiedzmy, że dziś świętowaliśmy andrzejki, bo w sumie czemu nie :D
Od razu po śniadaniu wparowaliśmy w trójeczkę do ogródka i sporym sekatorem zrobiliśmy małą demolkę. Dziś będzie parę zdjęć, bo dawno nie było  ;)
Tu Dżunior pomaga sprzątać pocięte gałęzie akurat, ale właściwie szybko go to znudziło i przystąpił z dużym zapałem do własnoręcznego koszenia poprzez skubanie trawnika:



Miło upłynęło nam przedpołudnie na pracach ręcznych, a potem pojechaliśmy na zakupy. Pooglądać choinki na przykład ;) I jako że Ten Sezon już się rozpoczął, w centrum ogrodniczym oprócz choinek było jeszcze coś...

Młodemu paniczowi zwierzątek nie trzeba było pokazywać dwa razy, z szerokim uśmiechem poleciał sie zapoznawać.

Na choinkę jednak jeszcze za wcześnie, zresztą nie możemy się zdecydować jaką kupić. W sensie czy żywą jak zawsze, czy bezpieczniej przy małym sztuczną, czy dużą jak zawsze czy bezpieczniej małą. Generalnie wolę jak zawsze, dużą i żywą, ale z drugiej strony to oznacza pilnowanie jej całymi dniami przez ponad dwa tygodnie. Troszku za leniwa na to jestem ;)
No, ale kupiliśmy parę innych drobiazgów, w tym, z okazji andrzejek drobiazg dla młodego panicza. Strzał w dziesiątkę, swoją drogą, szczególnie jeśli chodzi o żyrafkę :)

Mała rzecz a cieszy :)

Wesołych Andrzejek wszystkim życzymy :)







Friday 29 November 2013

Takie tam ;)

W totka nie wygrałam, z powrotu do pl znowu nici ;) Peszek, jeszcze byśmy zdążyli na święta w Tatrach... czy gdzieś w okolicach ;)
Tfu odpukać, Dżunior już dziś nie kasłał. Oby to już po przeziębieniu było, jak go łapał ten suchy kaszel to mi z bólu trzewia rozrywało. Każda matka tak ma że jak jej dziecko boli to ją też automatycznie?
Tak czy siak młody panicz wrócił do siebie i znowu sky is the limit mamy ;) zaczął się wspinać ostatnio.. Znaczy próby czynił już od jakiegoś czasu, teraz zaczyna mu wychodzić. Dzień w którym osiągnie szczyt sofy będzie dniem rozpoczęcia mojej nerwicy, jak sądzę. A dzień ów zbliża się wielkimi krokami. Na razie będąc na sofie posadzony, w te pędy wywija się z objęć i po oparciu i kaloryferze włazi na parapet jak małpka. Albo zrzuca poduchy, ksiażki, aby potraktować je jako schodek. Bardziej go niepokoi zrobienie paru samodzielnych kroków (chodzi tylko wtedy kiedy nie zdaje sobie sprawyże chodzi), niż wspinaczka po chybotliwym stopniu na wysoki parapet. I weź tu człowieku zrozum dziecko.

Z zabaw osiągamy apogeum uciechy z wszelkiego rodzaju akuku (nie na muniu). Młody chowa twarz za oparcie sofy, za róg kojca, za zabawkę, w ciuchy które mam na sobie i moment odsłonięcia buzi jest wielce radosny ;) wczoraj ku mej uciesze chował głowę za kojec tak śmiesznie wypinając pupkę :D
Równie zabawne jest jak chowam coś małego w jednej dłoni i Dżunior zgaduje w której. Kiedy i od kogo on się tak wszystkiego uczy?

Wczoraj  młody panicz miał jeść kanapkę na podwieczorek... A od taty dostał kawałek drożdżówy z masłem i dżemem, ode mnie wysępił banana, i tak niechcący dostał coś co skojarzyło mi się z przedszkolnym podwieczorkiem, takim już prawie dorosłym.
Jakkolwiek bym się nie cieszyła z postępów młodego panicza, z jego fantastycznego rozwoju, coraz większej komunikatywności, to zaczynam sentymentalnie wspominać czas kiedy był taki całkiem malutki :)

Po dzisiejszej zabawie, długiej i męczącej dla uszu, a mianowicie rzucaniem drewnianym klockiem o panele (Dżunior) i notorycznym powtarzaniu po każdym rzuceniu "bach" (ja), syn wieczorkiem klapiąc na pupkę czy rzucając czymś zaczął powtarzać "baa". Przynajmniej ja to tak odbieram, ale może to tylko zmęczenie materiału ;) jutro spróbuję ustalić fakty ;)

Thursday 28 November 2013

Mleko, dżem i soczewica ;)

Nadejszła wiekopomna chwila i dziś Dżunior dostał na śniadanie kaszkę na łaciatym ;) nie docenił powagi sytuacji i po prostu zjadł, zostawiając tradycyjnie dwie łyżeczki dla psicy. Która tę tradycję już jakiś czas temu podłapała i oczekuje ;) cóż a dla mnie ekstra szklanka i garnuszek po mleku do mycia :> Nie narzekam bynajmniej, odkąd od kilku miesięcy odeszło nam żmudne mycie dżuniorowych butelek, to jest dobrze ;)
Ja dziś na śniadanie miałam zaś tosta z dżemem, a piszę o tym tylko dlatego że muszę uprać narzuty z sofy... Dżem malinowy na zielonej sofce słabo wygląda. No i to nie ja smarowałam kawałkiem tościka po narzucie :P
A przypowieść o soczewicy w sumie nie dotyczy młodego panicza, choć naleśnika z soczewicą wcinał równo.
Soczewicę kupiliśmy z tydzień temu, mąż oświadczył że jeść tego nie będzie. Przemilczałam, odczekałam, wczoraj zrobiłam farsz, dodałam podsmażoną cebulkę, przyprawy. I nic nie mówiąc nikomu ;) nadziałam naleśniki. Mąż dowiedział się co je pod koniec pierwszego krokieta, który to krokiet bardzomu smakował :D
Dżunior jak pisałam nie pytał o nic tylko jadł. Złote to dziecko nie ma oporów, czy to soczewica, czy wątróbka z cebulką, czy ryba.. I oby mu tak zostało :)

Monday 25 November 2013

Wespół w zespół.

Czyli rzecz o Dżuniorze i psie. 
A dobrało się to towarzystwo w korcu maku. Kwestia dokarmiania zwierza jest znana, warto dodać tylko że ostatnio Młody panicz spogląda nam niewinnie w oczy, a w tym samym czasie rączka z przysmakiem w dół prosto do psiej paszczy. Niby wie, że nie wolno :P a psiur też wie, że bez pozwolenia nie można, no ALE jeśli czestują...

Za to dziś już mnie osłabili zupełnie. Pies uwielbia piłeczki. Dżunior piłeczek ma sporo, ale psu ich nie wolno brać bo niszczy. Pies wie, że nie wolno, ale czasem pokusa jest silniejsza. Tak jak dzisiaj rano.. Pies łaps za piłeczkę, ja że wypluj i nie wolno, odzyskaną piłeczkę kładę obok młodego panicza. A ten łaps piłeczkę, podchodzi do psicy i wkłada jej w mordę. Pies- wyraz twarzy "nie chcę ale muszę". Kazałam oddać i tym razem wrzuciłam piłkę do kosza pełnego zabawek. W tym momencie Dżunior, obserwujący zajście, poderwał się, dał nura do kosza, bezbłędnie wyłowił tą samą piłeczkę, do psa, do mordy. Siadłam.. 
Powtórzyłam operację kilkukrotnie aż mi się znudziło i okrągły przedmiot pożądania po prostu schowałam ku nieopisanemu żalowi uroczej parki. 


Sunday 24 November 2013

Nietypowy obiad ;)

Właściwie wstyd pisać, niewychowawcze to i be, no ale tak wyszło ;) zbliżała się pora obiadu młodego panicza, kiedy tatuś niefrasobliwie wniósł talerz szarlotki do salonu. I cóż, choć porcja była na dwie osoby, w dużej mierze obeszliśmy się smakiem. Dżunior spróbowawszy raz już nie odpuścił, a zjadł tyle że już nie odważyłam się wystartować z obiadkiem. Pocieszamsię że ciasto domowe, z kategorii tych zdrowszych, cóż.
Poza tym młody lekko kręci nosem na produkty mleczne. Przedwszoraj się poddałam i zamiast serka na drugie śniadanie zaserwowałam kanapkę z wędliną drobiową. Radości nie było końca aż do ostatniej okruszyny, a posiłek zjedzony szybko i bezboleśnie. Chyba zacznę tak częściej. 

Lekki katarek dalej z nami, czy to musi tyle trwać? ;) Jest to lekko upierdliwe, ale co zrobić. Byle do wiosny ech.

Thursday 21 November 2013

Z serii: To i owo ;)

Dżunior dalej marudny. Niby lepiej ze zdrowiem, ale ciągle jakiś niewielki katar, pokasływanie. I zmęczenie młodego panicza przeziębieniem, to chyba najbardziej. Szkoda mi go, widać że w formie nie jest i pewnie jeszcze parę dni takich będzie. A akurat pogoda taka nawet w miarę, a musimy siedzieć w domu.. A ponieważ tu z takimi pierdołami do lekarza się nie chadza, pielęgniarka przez telefon stwierdziła zapalenie oskrzelików, pocieszyła że w tym wieku wszystkie dzieci na to chorują (hę?), zaleciła paracetamol i było po konsultacji. A do lekarza to jest czas jak dziecko ma ponad trzy dni gorączkę w okolicach 40 stopni. No fakt, Dżunior szczęśliwie nie miał i nie ma. Ale czasem brakuje mi pod ręką poskiego pediatry, tak ot, choćby dla własnej spokojności. 

Odebrałam dziś zdjęcia. Na szczęście w większości były w fatalnej jakości, więc bez żalu wybrałam kilka, niedużo, ale na jako takim poziomie. I pal sześć jakość tej sesji, ale pamiątka jest wyjątkowa. Przede wszystkim zaś zadowolony, roześmiany młody panicz, który, jak już pisałam - podczas sesji był uosobieniem uroku i i pewności siebie przystojnego młodzieńca :D  
Tylko teraz kombinuję gdzie sobie te foty poustawiać, chyba poszukam nowej półeczki w weekend ;)

Kiedyś sobie założyłam że będę tu regularnie wpisywać postępy i osiągnięcia Dżuniora, ku pamięci mięci kupa i w ogóle, z sentymentu. Z założenia nic nie wyszło, a jakoś się nazbierało, i zbiera ciągle, prawie codziennie ;) tak mi się przypomniało dzisiaj, bo właśnie dziś młody panicz sam pierwszy raz w wielkim skupieniu zakręcił bączkiem :D i lubi sie namiętnie ostatnio bawić z nami w a kuku :) i z kaskaderskim zacięciem staje na koniu na biegunach... A w wersji mniej hardcorowej buja się na nim bez trzymanki :D albo, jak coś mu nie smakuje, jak hurma dzisiaj - dyskretnie pod stoliczkiem oddaje ja naszemu psu, aby chwilkę później spałaszować ze smakiem kawałek pomarańczy ;) 
W ogóle super już widać jak mu coś smakuje albo nie. Co bardziej, co mniej. To już... takie dorosłe jest :) 

Monday 18 November 2013

Te dni...

... kiedy Dżunior jest niedysponowany, ech.
Wczoraj gorączka, pierwsza w życiu młodego panicza, dziś po temperaturze ani śladu za to ból gardła. Znaczy gardło bolało pewnie i wczoraj, ale dopiero dziś wpadłam na to ż to to. Jednak debiutujący rodzic błądzi często jak dziecko we mgle.
Weekend mocno nieciekawy, za to dziś jak promyk słońca wpadła Dżuniorowa babcia, naparzyła herbatki malinowej z miodem i młody panicz po raz pierwszy od paru dni porządnie się napił, mimo bolącego gardła - z przyjemnością. Oraz usmażyła naleśniki i Dżunior pierwszy raz od trzech dni zjadł porządny obiad. Co babcia to babcia jednak, nie to co żółtodziób mamusia ;)
Miejmy nadzieję że skoro już dziś nie było gorączki to będzie już szło ku lepszemu... :)

Thursday 14 November 2013

Katar, ja pierniczę.

Właściwie mogłam się tego spodziewać zabierając Dżuniora do dzieci. Przeziębienie, i zaledwie miesiąc po poprzednim. I znowu w domu od dzisiaj unosi się lekko już znielubiony zapach eukaliptusa, a ostatnia noc była krótko mówiąc do bani. Młody panicz, co zrozumiałe, bardzo się męczy i daje swym emocjom upust. Głównie cierpią na tym nasze uszy :P

Tak czy inaczej, tak jak sobie ostatnio zaplanowałam, wprowadziłam dziś do lodówki nowego lokatora. Ma tak sobie leżeć i odpoczywać, ma na to ponad miesiąc czasu. Zbierałam się do tego cudu ostatnie parę lat, w tym roku ta dam, jest ;)


Wednesday 13 November 2013

Zabawowo ;)

Jako że Dżunior wczoraj bawił się świetnie, a po południu przespał mi bite trzy godziny - bez wahania wyruszyliśmy na grupę i dzisiaj. Mnie się nieco mniej podobało, bo choć tylko ulicę on nas czyli bliziutko to miejsca do zabawy dużo mniej. I jeszcze na poczatku zostaliśmy skierowani do kącika dla maluszków. Pomyślałam sobie trudno - najwyżej długo nie zabawimy.
Młody panicz ponudził się chwilę grzecznie na materacach z niemowlaczkami, a później cmyk cmyk i przewędrował do starszych dzieci. Gdzie może więcej miejsca nie było, za to było dużo zabawniej ;) I zostaliśmy tam prawie do końca :)
Zabawa piłkami, w basenie, klockami, a przede wszystkim więcej miejsca niż w domu do ganiania i ćwiczenia chodzenia - ogromny plus.
A dla mnie zdrowy rechocik kiedy Dżunior ujrzał na podłodze dorodne rumiane jabłko, podle iał czym prędzej, wgryzł się..... I ten okrrropnie zawiedziony wyraz buźki bo jabłko okazało się atrapą :D

A teraz spokój z grupą do wtorku, jutro w centrach nic nie ma, w piatek i owszem ale centrum od nas sporo za daleko. Na poniedziałek już nie było miejsc więc zapisaliśmy się dopiero na wtorek.


Tuesday 12 November 2013

Zabawa w grupie.

Dżunior skończył rok, jest komunikatywny i nie boi się ludzi. Więc postanowiłam godzić z nim na grupę. W domu zna już kąty, zabawki, nie ma radości poznawania nowego, a ja nie będę zagracać chałupy i tak niezbyt dużej nowymi sprzętami.
No i dziś się wybraliśmy po raz pierwszy, mimo wszystko lekko z duszą na ramieniu jak młody panicz sobie poradzi. Moje obawy były bezzasadne :) syn z mety obczaił że miejsce może być nad wyraz interesujące i ruszył z kopyta. Po chwili nawet już się na mnie nie oglądał, zajęty górą nowych zabawek. Posyłał uśmiechy wszystkim, zabrał innemu chłopcu dinozaura, pływał w basenie z piłeczkami i rozwalał wieże z piankowych dużych klocków. Na materacach był wyraźnie zafascynowany możliwością przewracania się bez obtłukiwania zadka ;) Dał się utulić małemu murzynkowi, a starszym dzieciom podawał piłeczki :)
Nawet czas przekąski spędził jak inne dzieci przy stoliczku, choć jako jeden z młodszych dostał jeszcze przypinaną tackę. Zjadł banana, mandarynkę, za to jabłuszkiem już się podzielił z panią ;) nawet uprzejmie wody się napił, choć w domu tak prostego napitku do ust nie bierze ;)

Jutro chyba też pójdziemy :>

Ps. Postępów w chodzeniu chwilowo brak, po wczorajszym spektakularnym wyczynie młody panicz  jak na razie spasował :)

Monday 11 November 2013

Oficjalnie!

Dżunior przeszedł na własnych nogach całą szerokość dywanu! Upadł dopiero jak wszedł na śliską podłogę.
Patrzyłam na to i z wrażenia zatkały mi się uszy :D bożesz ty mój jakie to emocjonujące jest :]

Ubranka na zimę.

Ze dwa tygodnie temu kupiłam Dżuniorowi futrzaka na jesień, widocznego zresztą na ostatnich fotach. Wczoraj pod to wdzianko powedrowała jeszcze kamizelka, grubsze spodnie... I futrzak z takiego w sam raz zrobił się znienacka lekko przyciasny wszerz.. Wzdłuż natomiast idealny, na styk. 
Wieczorem wybierałam kombinezon zimowy. I po krótkien refleksji przestałam oglądać rozmiar 12-18 miesięcy. Bo na ile młodemu paniczowi to starczy? Na miesiąc? A może i tego nie. Więc zamówiłam 18-24, i myślę że będzie ok. Tym bardziej że w zeszłym tygodniu kupiłam dwie bluzy też w takm rozmiarze i cóż, sa ok. A kombinezon z cyklu "bądź widoczny" - czerwony ;)
Do tego jeszcze ciepłe butki, czapka polarowa, bo ostatnią uszankę Dżunior sprytnie i niepostrzeżenie zdjął z głowy i wyrzucił na spacerze. To już druga w karierze synusia zgubiona czapka, skubaniec nie lubi tej części garderoby i stara się upłynniać w stosownym momencie ;)
I czekamy na zimę :) 

Sunday 10 November 2013

Niedzielny spacer.

Mało rzeczy tak mnie cieszy jak niedzielna rodzinna wycieczka. Niestety isość słonecznych i bezwietrznych niedziel w tym pogańskim kraju jest zastraszająco niska ;)
Dziś jednakże się udało i pojechaliśmy eksplorować nowo odkryty przez pana męża parczek. Parczek okazał się wielkim parkiem, całego nie udało nam się oblecieć nawet, ale i tak wyprawa była udana. Nawdychaliśmy się słonecznej jesieni gdyż... jutro znowu ma padać..
A Dżunior.. Synek nasz ma ostatnio melodię do zaskakiwania nas. I dziś nie było inaczej, rozbawił się na całego na parczkowym placu zabaw oraz urządził awanturkę gdy zarządziliśmy odwrót. Pierwszy raz tak się zaangażował, aż miło było patrzeć. Nawet, zaaferowany zabawą, nie zwracał na nas za bardzo uwagi. My za to zwracaliśmy podwójnie, szczególnie gdy młody panicz postanowił posilić się piaseczkiem z piaskownicy :>

Huśtaweczki i bujaweczki, wspaniałości ;)

Na jesienną nutę! W pewnym momencie Dżuniorkowi tak się udzielił nastrój że niepostrzeżenie próbował pożreć kawałek liścia. Szczęśliwie zauważyłam w ostatniej chwili :P









Thursday 7 November 2013

Off Road.

Czyli o naszej dzisiejszej wycieczce, która dzięki dobremu wózkowi zakończyła się sukcesem i szczęśliwym powrotem do domu ;) na klasyczny off road jeździ się jeepem, ja z Dżuniorem wybraliśmy wózek i moje buty, które to średnio przeżyły spacer ;)
Ale co tam będę pisać...






Jakoś jednak z błocka wybrnęliśmy a dalej to już była ładna jesień :)




Teraz młody panicz odsypia trudy wycieczki a ja skończyłam gotować mu zupę. I ciekawość mnie zżera co on na to powie jak już się wyśpi. Do znanego zestawu warzyw dorzuciłam bowiem pora i brukiew, i zupka smakuje mi starą szmatą. A właściwie nie smakuje mi zupełnie :D
Najwyżej piesek będzie miał ekstra obiadek :]

I jeszcze jedna, domowa fotka. Dżunior bardzo lubi tę zabaweczkę :)

:)







Wednesday 6 November 2013

Dzień z ciotką i głupie zdjęcia.

Dżuniorek już jednoroczniak :D został dziś elegancko ubrany i w deszczu poszliśmy sobie popstrykać fotki. Po drodze zabraliśmy ciotkę młodego panicza i okazało się to świetnym pomysłem. Raz że ciotunia okazała się niezastąpiona w pomocy przy zdjęciach, a dwa spędziliśmy miły dzień we trójeczkę.
U fotografa było milutko, za dychę promocyjnie jakieś fotki a potem szał ciał i orzeszki z gadżetami, tłami, kolorami. Zdążyłam się napalić, wszystko trwało prawie godzinkę, a później usłyszałam cenę za te cuda. Za komplet wyszło prawie tyle co niespełna miesiąc temu wydaliśmy na niezłą pralkę. Koparka mi opadła, wiadomo że tego nie kupimy. Promocyjne foty za dyszkę i foty z sesji do odbioru za dwa tygodnie... I żal mi co nieco ściska, bo będę musiała tam pójść, odebrać te zapłacone, obejrzeć te z sesji i z nich zrezygnować :( No, może jedno góra dwa wezmę a i to już będą poważne pieniądze. I szlag mnie trafia że dałam się tak nabrać bo wiem że foty będą fajne :( Dżunior pozował jak szalony, uśmiechał się czarująco i przez całą sesję czuł się jak ryba w wodzie. A ja nie wydam na to dwóch stów, bo rozsądek by mnie musiał chyba całkiem opuścić. 

Za to, jak wcześniej wspomniałam, reszta dnia upłynęła milusio, młody panicz zachęcony aplauzem u fotografa zdemolował ku uciesze ciotki pól jej chałupy :D powyciągał wełnę z pudła, porozrzucał wszystko co się rozrzucać dało i z dużą radością słuchali sobie smerfnych hitów.

Dla mnie dużą nowością było, że Dżunior na gruncie pozadomowym nie spuszczał mnie z oka, ostrzegawczo pokrzykiwał kiedy próbowałam przejść z pomieszczenia do pomieszczenia i z szybkością błyskawicy podążał za mna, gdziekolwiek bym nie szła. W domu nie ma z tym żadnego problemu, potrafi bawić się sam przez chwilę kiedy idę do kuchni czy łazienki. U ciotki krótki pisk i w długą, alarmował także jak za szybko szłam i nie mógł nadążyć. Uroczy berbeć ;)

Oczywiście w tym ważnym dniu wracałam wspomnieniami do zeszłego roku, spoglądając czasem na zegarek zastanawiałam się co działo się o tej porze dokładnie rok temu. Lubię tak sobie wspominać, szczególnie miłe było to dziś, w Dniu Urodzin młodego panicza :)

Najlepszości Synu!

Tuesday 5 November 2013

Wpis urodzinowy,

Ten ważny dzień co prawda jutro dopiero, ale szalona imprezka odbyła się już wczoraj, gdyż wiadomo, że w weekend baluje się lepiej niż w środku tygodnia ;)

Najpierw, gdy Dżunior zażywał popołudniowej drzemki udekorowaliśmy nieco salon:




Młody panicz okazał zainteresowanie nowym wystroiczkiem gdy po drzemce przybył do salonu ;) Szczęśliwie dekoracje ocalały i mogliśmy przystąpić radośnie do imprezowania :)



Oczywiście paluszki musiały obadać tort ;) Dżunior pokusił się również o spróbowanie czy dobry, ale tu już nie zaobserwowałam szalonego entuzjazmu... Kurcze, w sumie spokojnie mogłam nasączyć ciacho alkoholem :>

Ale najważniejsze, a jakże, okazały się prezenty, i po części oficjalnej młody panicz radośnie zrzucił elegancką koszulę (notabene umazianą nieźle bitą śmietaną ;), i przystąpił to badania rozłożonych przed nim paczuszek :)






Szczęśliwie wszystkie prezenty okazały się strzałem w dziesiątkę i Dżunior przepędził kolejne godziny bawiąc się wraz z zaproszonymi gośćmi ;)






A jutro, gdzieś wczesnym popołudniem będę sobie przeżywała to, że właśnie mija dokładnie rok odkąd ujrzeliśmy się z Dżuniorem :)