Faza na zwierzątka trwa, aczkolwiek jakby ustąpiła nieco pola fascynacji motoryzacją. Samochody i autobusy głównie, nowe samochodziki w domu, a z bogatej biblioteczki swej młody panicz bezbłędnie wczoraj wyłowił książeczkę o pojazdach, choć wcześniej kurzyła się tam od paru miesięcy. I już nie kotki, robale czy małpy, ale wywrotki, samoloty, autobusy, statki. Które on pokazuje na przemian paluszkiem a ja muszę nazywać. I wiadomo już, gdzie samochód ma koła ;)
Dużo przebywania na dworze poprawiło też znacznie apetyt panicza, do tego stopnia że wczoraj na obiad musiałam zadowolić się ziemniakami z kapustą. Moje mięso zjadł Dżunior. Co do pudełka truskawek, drogich jak diabli ale już naszych krajowych, tośmy się z mężem załapali na po sztuce na twarz. I to też stawało nam w gardle pod ciężkim spojrzeniem panicza.
I dalej w diecie najwięcej nabiału, aż trzy posiłki dziennie i cały czas mam zagwozdkę czy to nie za dużo. Ale Dżunior je z takim apetytem swoje kaszki, owsianki i serki, że żal mu odmawiać. Chociaż ostatnio żywieniowym odkryciem jest pomidor, którego młody pochłania w każdej ilości z dużym apetytem. Sparzam skórkę tylko i jest cacy.
Kupiony ostatnio rowerek bez szału... Myślę że przyda się bardziej jak Dżunior podłapie pedałowanie. Samo siedzenie jest zdaje się zbyt mało komfortowe dla szlachetnego zadka :> zresztą, kto by tam jeździł jak ganiać można ;D