Chłopaki!

Lilypie Fifth Birthday tickers Lilypie First Birthday tickers

Wednesday 31 December 2014

Bye bye 2014

Cóż mogę powiedzieć. Za nami piękny rok, Dżunior coraz większy i mądrzejszy, nam, odpukać też dobrze, więć niech przyszły rok będzie po prostu równie dobry :)
Panicz jest ostatnio najgrzeczniejszym dzieckiem jakie znam, przyjemnie nam i zazwyczaj wesoło. Dobrze się bawimy, spacerujemy, odkrywamy. Na przykład jak ciekawe są drewniane patyczki, i ile można z nich ułożyć. Dżuniorowi najbardziej przypadło do gustu układanie literek ;)
Zrezygnowaliśmy też z jeżdzenia autobusem do miasta, młody bez problemu pokonuje tę trasę na piechotę. Gdzie trzeba trzyma się grzecznie za rękę, gdzie można spaceruje dzielnie sam. Tyle że podczas takich wypraw trzeba być przygotowanym finansowo na soczek i przekąskę, bo nos panicza bezbłędnie go prowadzi do punktu ze smakołykami. A może już rozpoznaje cukiernię, sklep z kinderkami, półeczkę z sokiem? :) 
W przyszłym roku mam nadzieję uda nam się rozpocząć przygodę z przedszkolem, no i z pracą dla mnie. Choć obawiam się jak zniesie to panicz, to nie ukrywam, że takie mam marzenie na przyszły rok... Czas będzie na następny krok, czas dla mnie na powrót do dorosłego życia ;) Zobaczymy jak nam się to uda...
A na razie, zadowoleni ze Świąt, również bardzo udanych (Dżunior zdaje się powoli staje się miłośnikiem Lego ;)), z szampanem chłodzącym się w lodówce (Dżunior się jeszcze na tę atrakcję nie złapuje ;)), pożegnamy sobie dziś stary roczek :)

Tuesday 23 December 2014

Przedświątecznie.

Jutro Wigilia. Dżuniora trzecia, ale myślę że pierwsza w miarę świadoma. Młody słucha z zapałem opowieści o pierniczkach, choince, lekko się marszczy na zapowiedź że "przyjdzie Święty Mikołaj", no ale Mikołaj jest taktowny i podrzuci prezenty cichaczem więc nie będzie problemu ;) Wstydliwość Panicza osiąga apogeum, więc nie zrobimy mu świństwa z " prawdziwym Mikołajem" ;)
Choinka stoi od wczoraj, młody z wielkim pietyzmem i bardzo ostrożnie wieszał bombki, teraz podchodzi czasem do drzewka i delikatnie pacnie bombkę, albo każe sobie mówić co gdzie wisi. Tak więc nazywam - bombka, aniołek, krasnalek, światełko - a paniczowi bardzo się to podoba :)
Po świętach będzie odwyk słodyczowy, ale na razie przymykam oko i w tajemniczych okolicznościach znikają pierniczki i czekoladowe mikołajki :> Na szczęście młody nie ma też problemu z normalnymi posiłkami, więc myślę że ten słodki świąteczny czas mu nie zaszkodzi. 
Więc, całkiem już przygotowani, z zapakowanymi prezentami, polepionymi pierogami (pieroga Dżunior po spróbowaniu odmówił ;)), i z zupą grzybową w garze, a także z wielkim słojem pierniczków - nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wesołych Świąt :)

Saturday 6 December 2014

Mikołaj i dekoracje :)

Dżunior o poranku, jak zaplanowano, doznał szczęścia potrójnego ojcostwa ;) Swych syneczków utulił czule, pozwolił nawet z ojcowskim pobłażaniem pokąsać się po palcu, i tak wśród radosnych pisków zostaliśmy dziadkami ;)
Tu zmęczone szkraby odpoczywają po radosnym poranku ;)


Później dzień nam się rozkręcił, małe zakupy, mała żywa choinka do naszej sypialni, no a potem już tradycyjne dekorowanie chałupki. Dżunior zaangażowany fantastycznie, tak doskonale już wszystko rozumie, tak wspaniale cieszyły go choinki w centrum ogrodniczym, ozdoby, setki kolorowych światełek. O mało przy okazji nie wytachał ze sklepu ceramicznej sikorki słusznych rozmiarów, ale jakoś  dał się przekonać że ptica nie dość że ciężkawa to jeszcze nawet nie ćwierka. Oraz nie gwiżdze. 
W domu kolorowe światełka w oknie, girlanda ze swiatełkami w salonie, drobne ozdóbki, panicz w swoim żywiole. Ubieranie choinki w tym roku będzie zapewne dość emocjonującym zajęciem... Dla nas wszystkich ;)


Kolorowo nam i mile, a jutro w planach mamy pierniczki. Oj, będzie się działo ;)


Thursday 4 December 2014

Dino żarł. I pływał.

Wśród szerokich zainteresowań Dżuniora dość istotne miejsce zaczęły ostatnio zajmować dinozaury. Zadowoleni z faktu że nie musimy dyndać do sklepu po kolejną lokomotywę, drogą kupna nabyliśmy ostatnio trzy słusznej postury dinusie, które to gadziny od przeszło tygodnia jeżdzą w bagażniku samochodu radośnie oczekując na szóstego grudnia. Gwoli ścisłości dodam że jeżdzą dwa, gdyż Dżuniorowy tatuś nie wytrzymał napięcia i jednego zwierza przyniósł od razu do domu - wywołując żywy alpauz potomka. 
Panicz otoczył dinozaura czułą opieką. Me matczyne serce krwawi, bo choć do całuska młody robi dzióbek już od jakiegoś czasu, to buziaka z głośnym charakterystycznym cmoknięciem jako pierwszy otrzymał dinozaur. Potem dopiero ja się doprosiłam tej nowej sztuczki ;P
Wikt i opierunek również się należy....


...zdrowo, gad jabłuszkiem jest karmiony....

Ale najpiekniejsze widoki mam w łazience. Panicz od pewnego czasu dość niechętnie reaguje na hasło kąpiel, przypuszczam że problem w wiekszości wynika z żywiołowej niechęci dziecka do mycia włosów. Ostatnio przed każdą kąpielą dochodziło do burzliwych negocjacji. I tu, muszę przyznać, dinozaur pomógł znacznie. Młody capie dina za ogon, idzie na górę, wrzuca go do wanny i pozwala na przygotowanie kąpieli zwierzowi. No a skoro zwierz zażywa uroku pianki, to tak przy okazji...... Dżunior czuje się też zobligowany do starannego wymycia gadzinie boczków, brzuszka, i buzi - z resztek jabłuszka.. Widząc te zabiegi można nieźle kwiknąć, co też zazwyczaj czynię. 
Od soboty opieką zostaną otoczeni pozostali koledzy z bagażnika, aż jestem ciekawa jak młody tatuś poradzi sobie z trójeczką ;)

Aha, jako że nowości są wielce fuj, śliczny biały szron na trawniczku przyjęty został niechętnie i podejrzliwie. Zaczynam się zastanawiać czy oczekiwanie na śnieg jako atrakcję dla dziecka nie mija się z celem w zasadzie...

Sunday 30 November 2014

Prawie Grudzień :)

Ale jeszcze machnę sobie notkę na koniec listopada, a co ;)
Chociaż my już w sumie grudniowo, gromadzimy powoli zapasy na "pod choinkę" dla Dżuniora, idzie nam niestety aż za dobrze i już właściwie powinniśmy zakończyć na tym etapie rozmowy z szanownym Mikołajem. W tym roku idziemy w lego, najlepiej z dużą ilością wagonów ;)
Powoli też zaczynamy z Paniczem wyżywać się plastycznie na okoliczność świąt. Kupilam segregator i koszulki i planuję powoli zmieniać wystawę jego prac na nieco bardziej kompatybilne z dekoracjami świątecznymi - które u nas już tradycyjnie od szóstego grudnia. 
I tu mały problem, bo nie chcę żeby Dżunior tworzył abstrakcje. Więc śnieżne dzieła odpadają - młody nie zna śniegu. Mikołaj to raczej podejrzany przebieraniec, chwilowo daruję nam ten temat. Dżunior dobrze kojarzy w zasadzie tylko choinkę, podziwia je po marketach już prawie od miesiąca ;) Więc zaczynamy od tegoż drzewka :)
Znów, jak przed laty, tak wyraźnie rysują mi się pory roku, poszczegôlne miesiące. Oznaczane czy to chodzeniem boso po trawie, czy zbieraniem kasztanów i liści, czy też klejeniem kolorowych choinek :) Taki rytm, oswajanie rzeczywistości, powtarzalne rytuały bardzo potrzebne są dzieciom, chociaż moim zdaniem i dorosłym. To przynosi ukojenie, że wszystko jest po prostu tak jak powinno, po kolei. Że po śnieżnych gwiazdkach i choinkach przyjdzie czas na klejenie forsycji z bibułki, potem na malowanie jaj, i tak dalej. Po to, moim zdaniem też ma się dzieci. Żeby przypomnieć sobie ten zapomniany i przykurzony dorosłością rytm. 
No, blog o Paniczu a ja tu filozofuję jak wieszczka powiatowa ;)
Dżunior o rytmach nie myśli zapewne, a jego rytm odmierza dalej stukot lokomotywy i wagonów. 
Ukochał sobie zdecydowanie rutynę. I to widać na każdym kroku w ciągu dnia. Z otwartego, nieznającego strachu maluszka stał się nieco nieśmiałym, nie podejmującym niepotrzebnego ryzyka młodzianem. Obcy na horyzoncie oznacza natychmiastowe przylgnięcie do mojej nogi. Moje wyjście z psem wieczorem jest ok, bo jest codziennie, bo pies idzie siusiu, bo to normalne. Natomiast niespodziewane wyjście taty do sklepu to nowość, zła i paskudna. Okupiona łzami i zadławieniem się spożywaną właśnie kluseczką. Po prostu. Taki etap. Było inaczej, teraz jest tak. Etap trudny dla młodego, i dla mnie też. Bardzo. 
Od dwóch dni podstawowym pożywieniem są rodzynki. Bo tak. I masło, skrupulatnie zlizywane z chleba. Chleb natomiast ble. 
Małpie naginanie reguł. To co było oczywistością, staje się okazją do wypróbowania czy dalej jest tą oczywistością. 
Patrzę na Dżuniora i duma mnie rozpiera, że jest takim fantastycznym facetem :) No, może tylko te jego niepokoje bym mu zabrała, żeby się tak biedak nowościami nie stresował...

Monday 24 November 2014

Jestem duży!

Nie, Dżunior mi tak jeszcze nie mówi. Bo gadać nie chce. Ale pokazuje każdego dnia jaki jest dorosły, mądry, i jak sam wie najlepiej co gdzie i po co ;) Jakoś mam więcej ganiania i teraz dopiero serio ćwiczę refleks, oraz dostaje palpitacji serca jak nie doś szybko reaguję lub jestem za mało przewidująca. W ogóle towarzyszy mi większość czasu paskudny lęk. Że młody gdzieś wlezie, coś weźmie do buzi, skądś spadnie. Że czegoś nie przewidzę. To momentami dość paraliżujący strach. A Panicz nic sobie z tego nie robi i odkrywa po swojemu świat, zażarcie i biegiem zazwyczaj ;) a ja sobie może coś na sen kupię, na stres i boje ;) 
Ale jest świetnie. Mój duży syn słuchający Brzechwy, kibicujący Reksiowi, decydujący co zje i kiedy, robiący fantastyczne maślane ciasteczka... I ten moment, gdy tatuś Dżuniorowy przekracza próg domu a młody rzuca wszystko i pędzi pochwalić się tym co zdziałał w ciągu dnia. Dziś prosto od progu zaciągnął tatusia do stołu żeby pokazać jake ciastka napiekł. Szczęka mi opadła, bo piekliśmy rano, a on o 17 doskonale pamiętał co, komu i dlaczego ma pokazać, i przyjąć należne pochwały :D
Fantastyczne zabawy. Przemyślane budowle, mega wysokie wieże, długie pociągi, samochody. Na to się fantastycznie patrzy i takoż bierze udział. Cudowny czas, za którym właściwie tęskniłam kiedy Dżunior był całkiem malutki. Teraz to już nić porozumienia, wspólne celowe działania i odkrycia.
Wielka nasza przyjaźń ze stadem kaczek, które widząc nas idą nam na przeciw, i potem prawie depczą nam po butach w oczekiwaniu na porcję chlebka ;)
Cotygodniowe play grupy. A na ostatniej, w zeszłym tygodniu prawie się poryczałam jak dzieć mi się przytulił do obcej pani. Oraz po raz pierwszy chyba złapał porządny kontakt z dziećmi, biegał i bawił się z nimi. A ja siedziałam w kąciku, taka samiutka i opuszczona ;)) I dopiero poczułam jak dziecko mi dorasta i już nie potrzebuje mnie i tylko mnie. Ja wiem, to ważny etap w rozwoju, aczkolwiek nieco bolesny dla mnie ;)
Mam tych wzruszeń i doznań pod dostatkiem każdego dnia, i czuję mocno jak ważne i cenne jest to co przeżywam, obserwuję. Bezcenne. A gdzieś obok jest ta kropla jakiegoś smuteczku, przemijania, strachu, głównie o nasze zdrowie. Żebyśmy zdrowi byli, Dżunior przede wszystkim. Cała reszta radości i smutasów jest po prostu ok, tak jak być powinna :)

Tuesday 11 November 2014

Tablet, kurka wodna.

XXI wiek wszakże. Ja wiem. I też czytałam że teraz dzieci najpierw opanowują obsługę tableta, komputera, a potem dopiero zaczynają mówić ;) Ale to, że Dżunior podchodzi do stoliczka, bierze laptopa, bezbłędnie wybiera aplikację z bajkami albo skype i odpala owe aplikacje w KONKRETNYM celu, aby użyć ich zgodnie z ich przeznaczeniem - no to jeszcze średnio mi się mieści w światopoglądzie ;) A tak właśnie się dzieje ostatnio, i duuużo szybciej niż się spodziewałam że to nastąpi - prowadzę z dziecięciem negocjacje które z nas akurat będzie ze sprzętu korzystać. Młody kojarzy doskonale obsługę, zalety, możliwości sprzętu. Rozpoznaje apki. Bosz. A mnie isę wydaje ciągle że to takie maleństwo ;)
Mój poważny mężczyzna ma coraz więcej do "powiedzenia" w kwestii ubranek. Zadziwia mnie głównie to że raczej z mężem nie przywiązujemy do tego wagi, łach na grzbiet i do przodu. Panicz natomiast ma coraz konkretniej określony gust, i nie ma co ukrywać, podąża ten gust w stronę elegancji :P Najlepsza jest odprasowana koszula, a zamiana na piżamkę jest bolesna. Dziś natomiast doszło do niesnasek kiedy chciałam Dżuniorowi założyć polarkową kamizelkę na bluzę. Okazało się, że kamizelka ble. A że jednak zimno było, ostatecznie mój elegancik pozwolił się przyoblec z pasiasty dzianinowy pulowerek. Który jeszcze musiałam podziwiać i chwalić że elegancki. Słowo "elegancja" jest stanowczo ostatnio ulubionym słówkiem panicza. Po kąpieli, na piżamkę, do kolacji pulower również musiał być. A pożegnał się z nim dopiero jak pieczołowicie odwiesiłam wdzianko na poręcz krzesła obiecując że jutro od razu, raniutko, założymy go znowu. Czizas ;)
Nauczyłam się również, że warto pytać dziecię czy zje daną rzecz, czy jednak nie. Bo jak nie spytam i nie trafię, to mam na śniadanie nieplanowane płatki na mleku dla siebie. A tak to spokój, wczoraj jajeczko na twardo zystało akceptację, a dziś już od wejścia do kuchni paluszek wskazywał pudełko płatków. Fakt faktem że przynajmniej to co wybierze to zjada, więc ma ów wybôr. Ostatnio atencją są darzone tak nielubiane niegdyś zupy, więc tu też mam ulgę że solidna porcja warzyw jest codziennie. Plus dzień bez jabłka lub dwóch jest dniem straconym, ale tu już panicz niezmiennie podchodzi do koszyczka i każe sobie obrać, więc tego przynajmniej pilnować nie muszę ;) Dołożywszy zaś łyżkę dziegciu do frazy - pilnować muszę czekolady, bo dorwanej już wydrzeć się nie da, a pod regałem gdzie słodkości są ukryte często dochodzi do jęków i rozgłośnych prób wyłudzenia. 
Podczas imprezy urodzinowej panicz bardzo popuścił pasa, częstował się często korzystając z nagłego szczęścia że nikt mu nic nie zabrania. Bałam się że kupy przez tydzień nie zrobi, ale na szczęście obyło się bez konsekwencji. W ogóle fajne były te Dżuniorowe urodziny, w porównaniu z zeszłym rokiem kiedy młodego mało co jeszcze to obchodziło, w tym roku zapanował uroczy szał ciał i uprzęży, zabawa na maksa i bal. Dżunior nawet z Babcią hołubce wywijał w rytm muzyki disco ;D 
Muszę, oj muszę pisać częściej. Bo tak dużo, coraz więcej do zapamiętania, a pamięć taka zawodna :P

Friday 7 November 2014

Dwa!

Tak tak! Od wczorajszego południa mamy w domu dwulatka :) Oficjalna imprezka dopiero jutro, ale wczoraj zabrałam młodego panicza na fryteczki. Tak, wiem, mało to zdrowe ale z okazji urodzin mozna :P po raz pierwszy nabyłam zestaw dziecięcy, i ku uciesze dziecięcia w pudełeczku był jeszcze samochód. Który prawie wygrał z frytkami ;) Oraz Dżunior tak się wczuł w rolę, że cały dzień wczoraj paradował w eleganckiej koszuli, i tak nie chciał jej zdjąć że wieczorem musiało dojść do małych zamieszek przy przebieraniu w piżamkę. I doszło :P 
Jakkolwiek młody nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego czym są urodziny, ja jakby bardziej je odczuwam i wczoraj byłam nieco melancholijna i wspominająca ;) To już chyba teraz tak co roku będzie, te wspominki, to dziwienie się jak szybko czas ucieka. Bo i trudno w to uwierzyć że to już NA PRAWDĘ dwa lata minęły...
Czas się brać za przygotowania, dekoracje, tort na jutro, i wieeeelkie świętowanie :)

Friday 31 October 2014

Hallo? Halloween ;)

Pierwsze takie świadome uczestwictwo Dżuniora, taki już duży chłopaczek z niego :) W zeszłym roku olewał dzieci stukające do drzwi, przebieranki i takie tam pierdołki. Już nie mówiąc o Halloween dwa lata temu :D
Dziś dzielnie asystował w drzwiach przy wydawaniu słodyczy, zachęcony przebierankami po namyśle przywdział swój kostium dyni, no i oczywiście musiał uszczknąć z wiaderka ze słodkościami. Tak bardziej dla zasady chyba, bo normalnie mu lizaków i żelków nie daję - a panicz od jakiegoś czasu ma trudności z przyswojeniem rzeczy których nie zna. Lizak tak sobie, zjadł połowę, żelki pociamkał chwilę i taka to była uczta. Powinnam od razu dać mu kinderka, to akurat uwielbia ;) Ale że słodkiego było już dość to kinderek poczeka na lepszą okazję ;)
Powoli przerzucamy się na normalne, "dorosłe" naczynia. Znaczy z bezpiecznych plastików. Dżunior ma parę swoich zestawów, w sensie normalnych kubków i talerzy - niekapków i innych tego typu urządzeń nie używaliśmy nigdy jako zbędnych urządzeń opóźniających naukę poprawnego picia... W każdym razie dziecie swoje plastiki zaczęło odrzucać na rzecz "dorosłej" zastawy. A jako że przy stole zachowuje się już bardzo porządnie - coraz częściej spełniam jego życzenie i daję mu pić w zwykłym ceramicznym kubku. Trzeba widzieć jak Panicz wtedy pęka z dumy, i jak bardzo dorosły się czuje :)
No i wózek coraz bardziej w zapomnienie idzie... Jakoś tak szybko to kurka poleciało, nie zdążyłam się do upojenia nakierować pojazdem, a tu już młody dzielnie za rączkę spaceruje, pokazując paluszkiem po drodze co ciekawsze obiekty. I tak sobie spacerujemy, "rozmawiamy", a to przycupniemy na murku przy myjni - bo myjnia samochodowa jest bardzo ciekawa, a to zajrzymy do sklepu gdzie pankcz niczym wytrawny tropiciel zaraz znajduje coś z Tomkiem ;) nawet nie przypuszczałam w ilu działach w tesco można natknąć się na Tomka ;) no a wózek zbiera kurz, pewnie już całkiem niedługo pożegnamy go na dobre :)
Od jutra ten bardzo ważny miesiąc, bo urodzinowy :) jeszcze parę lat temu nawet bym nie przypuszczała jak można mocno polubić ten zimny i deszczowy miesiąc... Mozna :D

Wednesday 29 October 2014

:)

W przyszłym tygodniu drugie urodziny Dżuniora. Ja wiem, że zwyczajowo się mówi że czas szybko ucieka, no ale przecież na prawdę tak jest. Dopiero były jego pierwsze urodziny, dopiero byłam w ciąży, dopiero...
Tak jak w zeszłym roku wystrój pokoju, prezenty, były raczej randomowe i neutralne, tak w tym roku imprezka będzie zdecydowanie pod znakiem pewnej ciuchci. I jej kolegów i koleżanek. Szał zaczął się jakiś czas temu i radośnie trwa, wszystko z Tomkiem, o Tomku i przez Tomka. Bardzo użyteczną lokomotywę - między nami mówiąc. 
Jest nam dobrze, panicz rośnie i rozwija się koncertowo. Kiedy kilka tygodni temu byliśmy u lekarza w związku z oskrzelami Dżuniora - doktor na wejściu niemalże stwierdził że duży chłopaczek jak na swój wiek. Ha, i pomyślałby kto że wcześniaczek ;)
Charakterny, uparciuszek. Ale to chyba wiek na upartość. Nadziwić się nie mogę, jak przez ostatni rok rozwinął się fizycznie i psychicznie. Na przykład jakie ewolucje potrafi wyprawiać na rowerku  takim trzykolowym biegowym. Jazda do przodu to pikuś, młody umie też do tyłu, gwałtownie skręca, wieżdża przednią cześcią pod stolik, i siedząc tak robi coś przy stoliku, spryciarz. A to tylko jeden z wielu przykładów jego wielkiej pomysłowości. 
Jedyne co lekko mnie hmmm może nie niepokoi, ale zastanawia to to, że nie chce gadać. I tak jest postęp bo jeszcze jakiś czas temu poproszony o powtórzenie czegoś się wściekał. Teraz się śmieje, ale mówić nie chce. Mamy opanowane od dawna Eda - na psa, Ma - na nie ma, A - na tak i chyba Ne - na nie. Na mnie mowi ama, ale używa też tego w innych sytuacjach. I to chyba na tyle..... No, ale z tego co czytalam to panicz ma jeszcze na gadanę czas - i na razie tego się trzymam. 
A tak to.... Synuś jak malowany :D aczkolwiek znowu z katarem i kaszelkiem. Taki wiek? Jesień? Jak był młodszy dużo mniej chorował :( Mam nadzieję że do urodzin wróci do formy :>

Friday 19 September 2014

A dwa miesiące później... ;)

A bo tyleż właśnie mija od ostatniego wpisu. Dużo? Sądząc po tym jak zmienił się panicz - to ogrom czasu. 
Myślę że mogę już mowić o buncie dwulatka. Bardzo stanowcze własne zdanie, w którym nie byłoby nic złego gdyby młodzian wiedział czego chce. Ale najczęściej nie wie no i wybuchają rozliczne awantury bo on nie wie czego chce, ale chce to już i natychmiast. A na pewno chce wszędzie wleźć, im wyżej tym lepiej, wszystkiego dotknąć i o wszystkim decydować. 
Spacery to mały koszmar, wózka używam teraz raz, góra dwa w tygodniu bo Dżunior zupełnie już nie życzy sobie go używać. A jeszcze czasem użyć trzeba - kiedy muszę dojść w jakieś konkretne miejsce. Ale ograniczam takie wyjścia do minimum. Wyjścia bez wózka wymagają nie lada cierpliwości, i nie daj bóg że pójdę nie tą scieżką jaką zamarzył panicz. Awantura. Nie chodnik, trawka. Awantura. Nie ta strona ulicy. Awantura. Na łączkę nie ścieżką. Awantura. I przykłady można mnożyć. To co wywalczyłam bezlitośnie to to, że zatrzymuje się i podaje rękę przed ulicą. Zazwyczaj, więc na sto procent nie ufam. 
Ostatnio ścinał mnie sen od tych atrakcji fundowanych przez młodego przed południem, i kiedy on spał spałam i ja, w dzieñ, nie wiedząc kiedy zasypiam. Ale tej radości nadchodzi kres również. Od paru dni przed drzemką w dzień nastawała sodoma i gomora w domu, a dziś nastała również, ale już panicz uspać się nie pozwolił. Osiwiałam doszczętnie, koniec chwili dla siebie w ciągu dnia zdaje się ;P

Jedzenie. Dżunior nie gardzi parówkami, serkami homo, owocami ale tylko w całości, kluchami wszelakimi, większością warzyw jak ma dobry humor. Często nie gardzi jajem pod różną postacią, kaszą. Ostatnio łaskawie jada płatki kukurydziane zwykłe z mlekiem na śniadanie. Reszta to pot i łzy, poza tymi nieszczęsnymi parówkami najcześciej odmawia innego mięsa. A taki skubaniec był wszystkożerny jeszcze nie tak dawno :P

No tom sobie ulżyła. Reszta to już czysta przyjemność ;)
Dziś na przykład doznałam napadu wzruszenia gdy Panicz zafiukał pięknie w fujarkę kupioną chwilę wcześniej. Tak szybciutko pojął w czym rzecz, i taki był z siebie dumny :) niech ćwiczy, może wreszcie gadać zechce ;) Instrumenty zamierzam sukcesywnie dokupować, skoro jego to wciąga to trzeba wykorzystać, ważne w końcu. 
Kredkami mazia od niechcenia dalej, choć dziś dostał książeczkę do kolorowania i było ciut lepiej z zainteresowaniem. Za to z upodobaniem smaruje kredą po czym może i nie może, więc ma spory zapas, niech się wyżywa ;)
Plastelina tak sobie, mój paniczyk bardzo nie lubi mieć brudnych rączek więc go ta substancja nieco odrzuca. 
Farby natomiast odrzucają mnie :P
Ślicznie drze papier. Zbierając strzępki z podłogi powtarzam sobie zawzięcie, jakie to dobre ćwiczenie dla małych rączek ;)
Niedawno próbowałam kleju, ale..... yyy jeszcze nie czas ;)

Drewniane układanki, znowu na topie. Oraz pociągi, tory, kolejki, wagony, lokomotywy, ciuchcie ect. Reszta zabawek zbiera dzielnie kurz. Szał lokomocyjny jest, trwa, ma się dobrze. Swoje tomki panicz nie proszony wyciera swoimi dodupnymi chusteczkami, żeby czyste były, karmi swoimi posiłkami, żeby z sił nie opadły, zabiera na spacery. No właśnie, od jakiegoś czasu nie wychodzi z domu z pustymi rączkami, zawsze coś chwyci na moment przed wyjściem, choś są to raczej przypadkowe zabawki. W sensie o ile koła mają, najcześciej ;D

Pomaga w zakupach, o ile może podaje artykuły kasjerce w sklepie, płaci i odbiera resztę. W naszym warzywniaku zawsze bierze dorodną pietruszkę, bo akurat to ma pod ręką jak wchodzimy. Więc mam zapas mrożonej pietruszki. Acha, i dumny jest z siebie jak może nieść potem siatkę, a w domu rozpakowywać i układać rzeczy. 

Ostatnio ryczymy z mężem rubasznie, bo panicz życzy sobie kremikowania po kąpieli. A jeszcze niedawno darł buzię jak trzeba było już koniecznie użyć tegoż specyfiku.... Teraz drze jak się na jego żądanie tubki w rękę nie weźmie. 

Coraz sprawniej się rozbiera, o. Duży postęp. Czapka, bluza, skarpety, nawet bodziaka sam już rozpina a to już zaawansowanej akrobatyki wymaga ;) podciąga rękawki przed myciem rąk, sam odkręca wodę, uruchamia prysznic, sam sie plucze, nabiera mydło, myje wskazane części ciałka. 

Od niedawna już wreszcie zauważa samoloty, że są wysoko na niebie, pokazuje. W ogóle dużo zauważa, obserwuje, ślicznie się dziwi światu :)


No i to tyle, w wielce telegraficznym skrócie ;) tak mi się dzieć zmienia, tak dorasta, tak zaskakuje, że doprawdy życzyłabym sobie pisać o tym wszystkim częściej, bo warte. Oby, trzymam kciuki za siebie :)

Wednesday 23 July 2014

O wyższości łyżeczki nad łopatką, oraz co jest podejrzanego z brokułem?

Łopatka i wiaderko to sprzęty nudne i przereklamowane. Zdaniem Dżuniora. Niewarte uwagi i zaglądania do piaskownicy. Dziś jednakowoż piaskownica wróciła do łask, a to za sprawą wyposażenia jakie synuś wyniósł mi z kuchni. Dżunior pochłonięty przez jakiś czas zabawą - to lubię! ;)





W ogóle dziś radosny nam dzień nastał, me matczyne zszargane nerwy w wiecznie nieukojonych palpitacjach że panicz nie jada wystarczająco, oraz zbyt monotonnie, oraz że za mało odżywczo, i że nie lubi zup - no więc dziś nerwy te odsapnęły. Poczyniłam kolejną próbę warzywną zakończoną sporym, choć niekompletnym sukcesem.



Myślę że zadziałał kojący spokój ogródka, miły cień pod parasolem, i dobrze usposobiony Dżunior. Warzywka lekko posoliłam i gęsto wymiziałam w maśle i jak się okazało w prostocie siła. W sensie jeśli mówimy o marchewce i kalafiorze. Na widok brokuła panicz zrobił się bardzo podejrzliwy, obejrzał, powąchał i odmówił po oględzinach konsumpcji. Ale zrobił to nader sprytnie i taktownie - po prostu jedząc marchewkę i kalafiorka, jakby od niechcenia i mimochodem brokułem nakarmił mnie. I tak to się dowitaminizowaliśmy. Szczerze mówiąc prostota posiłku i mnie przypadła do gustu, i tak kombinuję aby podobny zestaw przyrządzić na obiad wszystkim. Chyba tylko po to żeby zobaczyć jak Dżuniorowy tatuś oraz wujek uciekają w popłochu przez okno ;D






Tuesday 22 July 2014

Szok i niedowierzanie ;)

A to w związku z pogodą za oknem. Ja wiem, że się tak dziwuję co wpis. Ale wierzajcie, mam swoje powody ;D Jest gorąco. Po prostu. W życiu bym nie przypuszczała że dziecko będę ściągać ze słońca koło południa dla bezpieczeństwa, a ściągam ;) i na drugą turę wychodzimy popołudniu. 
Dziś w tej drugiej turze było chlapanie wodą z tatusiem i psem (wuj kategorycznie odmówił współpracy ), natomiast rano urządziliśmy z synkiem coś na kształt wakacji zagranicznych, był basen, kocyk, parasol... Brakowało tylko drinków z palemką, choć też niezupełnie. Bo Dżunior z nagła odkrył miłość do napojów. Dziecko które ponad półtora roku nie przyjmowało dobrowolnie płynów, nagle się odblokowało na maksa. Tak, wiem, pogoda pomogła ;) W każdym razie, wracając do drinków, to dziś młody panicz popijał kubeczek za kubeczkiem sok malinowy z wodą. Więc właściwie i drinki były...
I nasze Rodos - Rodzinny Ogródek Domowy Ogrzewany Słonkiem ;) hehe (prawidziwe Rodos może w końcu w przyszłe wakacje??):






W końcu Dżuniorowi znudziło się plażowanie, i, jak to on ostatnio - zarządził odwrót, a raczej odjazd ;)


Aby nie płoszyć gawiedzi, przywdzialiśmy mniej plażowe ciuszki i ruszyliśmy, cóż było robić. Pchanie rowerka w taką pogodę, nawet jeśli siedzi na nim tak uroczy cyklista, jest truuuudne. Baaaardzo..... Ale jakoś dałam radę, a i Dżunior ukontentowany wielce przejażdżką był :)







Monday 21 July 2014

Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda.

Fantastyczne lato mamy, już drugi rok z rzędu właściwie. Chyba przestanę nazywać ten kraj krainą deszczowców hihi ;)
Dżunior w swoim żywiole, niestrudzon przez lato biegnie. Albo jeździ ;) 
Rower postał sobie nieużywany trzy ostatnie miesiące, zastanawialiśmy się co zrobić z gratem zawalidrogą skoro panicz podarki nie docenił. Okazuje się że nie doceniał do czasu, w weekend coś mu odśmigliło i od przedwczoraj każe się wozić na przejażdżki. Tak po prostu, wychodzi do ogródka, dosiada rumaka i zarządza odjazd. Opiera stópki na podnóżku bo do pedałów jeszcze niekoniecznie sięga, trzyma się kierownicy, i wio. Bardzo jest z siebie dumny. Ostatnio zwracał uwagę na dzieci na podobnych rowerach podczas spacerów i myślę że pozazdrościł i dlatego się przełamał ;) Teraz inne dzieci mogą patrzeć zazdrośnie na panicza, a co! ;)



Zastanawiam się w ogóle nad koniecznością posiadania wózka, i chyba już za długo nam nie posluży. Pakuję Dżuniora tylko wtedy gdy szybko muszę gdzieś dojść, albo jak idę na większe zakupy - jest gdzie je schować. Tak to młody zgrabnie posuwa sam, w piątek zapięłam go w szeleczki i wyruszyliśmy w daleką trasę autobusem i dwoma pociągami. Dżunior spisał się na medal, jak miał iść to szedł, w środkach komunikacji siedział przepisowo, a to wyglądając przez okno, a to popijając soczek, a to oglądając Tomka u mnie w telefonie. Dopiero w mieście spotkaliśmy się z tatusiem i wózkiem ;) gdzie panicz raczej długo nie wysiedział i tak, bo miał ciekawsze rzeczy do robienia. Poszliśmy zwiedzać, synuś wniebowzięty atrakcjami, tylko paluszek mu latał tak starał się nam wszystko pokazać ;D









W innej zaś sali było nie mniej ciekawie, bo można był własnoręcznoe przeróżniste ciekawe doświadczenia naukowe porobić. I Dżunior robił, oj robił :>





Było i coś mega, jak Dżunior z tatusiem podnosili prawdziwy samochód, i świetnie im szło


I było coś przerażającego, na tyle że panicz ledwo postawił stopę, ale nie wszedł dalej ;)


Chyba przegapiłam moment w którym młody zaczął się obawiać nieznanego, czy też wysokości, albo wejścia gdzieś tam. Jak również nie wiem kiedy dokładnie zaczął się lękać obcych. Jeszcze parę miesięcy temu leciał gdzie popadło, nie patrzył pod nogi ani przed siebie, liczyło się żeby było szybciej i wyżej. Inni ludzie też nie robili na nim wrażenia. Teraz dużo bardziej trzyma się przysłowiowej maminej spódnicy, ogląda się czy jestem, czy wręcz chowa za mnie jak ktoś obcy zagada. Stał się nie wiedzieć kiedy po prostu... ostrożnym, rozsądnym małym chłopcem :)

Acha, jeszcze w sobotę odwiedziliśmy centrum sensoryczne, o którym czytałam już parę miesięcy temu tylko nam po drodze nie było. Nieco się rozczarowałam, po tego typu miejscu spodziewając się czegoś lepszego. Lepszych stymulatorów, większych sal, w ogóle. A tu dwa małe pokoiki plus sala zabaw, w pokoikach specjalnie nic takiego, swiecące kabelki, podświetlane piłeczki, rurka z bąblami... Plus parę wczesnych niemowlaczków z mamusiami. Mamusie były wyraźnie nastawione na silną stymulację tych maleństw no i Dżunior wraz ze swym temperamentem i ciekawskością nie za bardzo miał szansę sam skorzystać z dobrodziejstw pokoików ;) plus nieco na początku obawiał się panującego tam półmroku ;)
Uratowała nas sala zabaw, fotka tylko jedna, z ukrycia, bo nie można było focić ;) ale przynajmniej taka pamiąteczka jak tatuś z synkiem zjeżdzali razem z taaaaaakiej wielkiej zjeżdzalni ;) młody po schodach na górę zasuwał jak stary, szybciej od tatusia :D


Tyle to się u nas dzieje ostatnio, mnóstwo czasu też spędzamy w ogródku. Pogoda nas rozpieszcza więc wstyd by było w domu siedzieć ;)




















Thursday 17 July 2014

Jeśli humor to tylko na słonku, na słonku...

Nie trzeba mnie przekonywać że mieszkańcy krajów gdzie rzadziej dociera słońce są bardziej podatni na depresję. 
No, ale dziś piękny dzień, więc humory super i byle do przodu. Chwilowo w domu, bo Dżunior odsypia aktywne przedpołudnie, ale już a planami na popołudniowe wyjście. Jutro też ma być tak pięknie i przydałoby się zaplanować jakąś wycieczkę... Tyle że tu akurat trochę nam bruździ chwilowy brak funduszy ;)
Dziś sobie już poleźliśmy do dalekiego parczku, który to nie dość że daleko to dramatycznie pod górkę biegnie. Zmachaliśmy się ogromnie, ja pchając pod górkę wózek z paniczem, a panicz - bo w bezpiecznych miejscach pod górkę wdrapywał się sam. Do momentu kiedy zażądał kategorycznie siedzenia, napitku i drożdżówki ;) Ale swoje przełaził, nie da się ukryć. 




Z wczorajszych zakupów przywieźliśmy dziecku kolejne drewniane puzzle, Dżunior jest ich wielkim amatorem. Fantastycznie się wtedy zajmuje, i co najważniejsze bezbłędnie dobiera pary i układa klocki tam gdzie pasują. Uwielbiam na to patrzeć. Mniej uwielbiam wyciągać kawałki spod sofy, gdzie też "same się" gubią. Niestety większość układanek mamy niekompletnych, słabo panuję nad pilnowaniem gdzie młody panicz wciska elementy. A swoje skryjówy ma ;)

Przymierzam się do kupna nocniczka. Zawsze powtarzałam że czekam aż panicz będzie gotowy, i ostatnio kiedy obserwuję jak doskonale dużo młody rozumie, jak poproszony o coś bezbłędnie to robi - myślę że powoli i bez nacisku można przedstawić mu nowy sprzęt. I zobaczymy co on na to ;) Pieluszki mi nie wadzą, to zresztą spora wygoda, a już od jakiegoś czasu panicz poproszony sam przynosi co potrzeba, sam się kładzie do zmiany, sam wyrzuca pieluszkę... Ale nie jest to powód żeby nie pozwolić mu spróbować czegoś nowego ;)






Sunday 13 July 2014

I już prawie po weekendzie...

.... a był ci on wyjątkowo obfitujący w atrakcje ;) plusem wspaniałej pogody był jeden minus - a mianowicie niezła duchota troszku nas otępiająca, ale jakoś daliśmy radę ;) tyle że relacja dziś dopiero, kiedy można wreszcie wyjść z marazmu, palce nie puchną i znów da się żyć ;)
W piątek było morze, gdzie Dżunior fantastycznie się bawił. W tym miejscu byliśmy rok temu, wtedy młody panicz nieco spał, nieco się nudził, nieco rozglądał. W tym roku korzystał namiętnie z dostępnych atrakcji, a bawić się zaczął już w pociągu. 

Kubuś GO! No to go ;)



No a potem...
O mój borze, morze ;)


I taaakie wielkie pióro mewy ;)


Jako i sama mewa...


I oczywiście najlepsze na koniec ;)



I do odważnych świat należy :)



W sobotę natomiast ruszyliśmy w stronę zieleni, wyprawa była mega męcząca acz Dżunior specjalnie nie narzekał. Nowa miłość - soczek Kubuś po raz kolejny pomógł na znój i niewygodę, tośmy kilometrów natrzaskali :D

Mam trawkę!


Tu też coś mam


Czekaj czekaj nie uciekaj



Dziś natomiast zwieńczyliśmy weekend wycieczką do salonu samochodowego, jako że przymierzamy się do kupna nowego auta należy się rozpatrzeć. Młody panicz rozpatrywał się namiętnie i z werwą, siedział za kółkiem wielu samochodów, i tylko trudno stwierdzić który podobał mu się najbardziej. Śmiem twierdzić że gdyby to od niego zależało to wziąłby wszystkie :P

No i zaraz już po weekendzie będzie :P
















Thursday 10 July 2014

Wyprawa.

Dziś pogoda dopisała na tyle, że zdecydowałam się na całodzienną wyprawę z Dżuniorem. Zazwyczaj popoludniową drzemkę ma w domu - bo tylko w swoim łóżeczku mocno i porządnie się wysypia, zazwyczaj ponad dwie godziny. Na dworze już tak od dawna nie umie. No, ale dziś na prawdę było pięknie, powodowana nostalgią spakowałam do torby kanapki i hajda ;) Po drodze jeszcze soczek dla dziecka, chociaż panicz z tych niepijących, to tak, żeby był...
Wyprawa była długa, nogi schodziłam, panicz trochę na nogach, trochę odpoczywał, a jak padł i zasnął to na całe 20 minut :P
Urządziliśmy też sobie piknik, i tu Dżunior był niezrównany. Odeszły w niepamięć już czasy gdy latałam z butelką z mlekiem, zastanawoając się gdzie ją podgrzać. I nawet czasy słoiczków i łyżeczek po torbie dzwoniących. Ach. Dziś młody panicz dostał do rąk kanapkę z szynką, serem i sałatą, i odgryzając sobie po kawałeczku po prostu ją zjadł ;). Następnie pobrał podaną mu flaszeczkę Kubusia, i sam zupełnie ją opróżnił. A że byłam pewna że napitkiem pogardzi i się sama załapię, to mnie suszyło aż dużo później sklep dopadłam ;)



Wzmocniwszy się solidnie, panicz pognał na plac zabaw, a że trafiliśmy na zupełnie nowy, przedtem nieodwiedzany, to miał co zwiedzać :)





Po placu zabaw zaliczyliśmy jeszcze las, gdzie Dżunior zażył swej jakże długiej drzemki i powoli zaczęliśmy wracać do miasta, by pojawić się w domu baaardzo późnym popołudniem.
Syneczek od pół godziny próbuje zasnąć... A mnie się naiwnie wydawało że zajmie mu to góra 10 minut dzisiaj ;))