Chłopaki!

Lilypie Fifth Birthday tickers Lilypie First Birthday tickers

Thursday 28 February 2013

Para kaczek.

Kaczkowe małżeństwo przecięło nam dziś drogę na spacerze. Ufam, że to dobry znak, w końcu nie były to czarne koty ;) Panicz całe zdarzenie swoim zwyczajem przespał, a ja znowu poczułam że nie mogę się doczekać momentu kiedy będziemy się takim widokiem ekscytować razem.
Rozpoczęliśmy poszukiwania słoiczków dla Dżuniora. Nie jest to proste zadanie, o nie. Znaleźć słoik z samą marchewką czy samym ziemniakiem. Ale się nie poddajemy. I już niedługo zaczynamy zabawę z wprowadzaniem nowych produktów. Oczekuję masy zabawy ;)
A na koniec jeszcze o nowej fascynacji Dżuniora - sporty zimowe w tv to jest to. Wystarczy włączyć eurosport, skoki, biathlon, biegi, bach - synuś zafascynowany piąstka w buzię i cisza oraz spokój zastępują. Prześmieszny widok :D

O, a tu wspomniane wyżej małżeństwo. Dżentelmen pan kaczor przeprowadza połowicę przed ulicę. Poszło im zgrabnie, ruszyliśmy ich śladem póki nie dali nogi (płetwy?) ostro w dół do strumyczka ;) Mieszkanie na wsi ma jednak swoje ogromne zalety ;)


Wednesday 27 February 2013

Szwajcarski zegarek.

Dałam dziś Dżuniorowi podrasowane mleko w ciągu dnia - dosypałam ryżu. Miałam nadzieję że naje sie na dłużej. Spałaszował butlę bez mrugnięcia, zrobił minę najedzonej anakondy - myślę sobie - sukces.
Cóż. Panicz zapomniał najwyraźniej o przestawieniu swojego zegarka, bo równiutko po dwóch godzinach urządził awanturę o jedzenie.
Trochę mi to jego częśte jedzenie psuje szyki, robi się coraz cieplej, dni coraz dłuższe, kaczusie w stawie, widoki coraz lepsze, a Dżunior tylko jedzenie i jedznie ;) Niespecjalnie się można z domu wypuścić, a mnie nosi. Ale nic to, przeczekamy. Kiedyś w końcu musi sobie wydłużyć te przerwy w dostawie paliwka, a nawet jeśli nie to za jakiś czas będzie to jedzenie bardziej poręczne na wynos.
Dziś w każdym razie, mimo dość pospiesznej wycieczki udało nam się wrócić do domu z baziami, no i przede wszystkim złapać trochę słońca :)

Monday 25 February 2013

Ku pamięci mięci kupa...

... nie, nie wpisał się Alojzy Krupa... tylko Dżunior się roześmiał w głos pierwszy raz dziś!
Hurra :)

Pielęgniarka.

Pani środowiskowa nas dziś odwiedziła. Przez chwilę myślałam że już to nie nastąpi, bo nie mogła znalęźć naszego osiedla. Wisząc na telefonie objaśniałam jej jak ma trafić, dobrze że Dżunior był wyrozumiały. A miał prawo nie być, kobitka spóźniła się ponad godzinę, mały był zmęczony, a pod koniec jej odwiedzin również głodny.
Ale nic to, pani nas w końcu znalazła, a potem to już był standard. Dzisiejsze spotkanie było a propos żywienia niemowląt, więc i pani była nowa, specjalistka w temacie. I cóż.... bardzo szybko się dowiedziałam że wiem więcej od niej, bo ona o tym że mięso królicze jest dobre dla niemowląt bo nie powoduje alergii na przykład nie wiedziała. Jak również o tym że produkty wprowadza się stopniowo.... Za to próbowała mnie przekonać że powinnam poczekać z wprowadzeniem czegokolwiek do ukończenia przez panicza szóstego miesiąca życia (synuś jest na mm, więc nie do końca to prawda).
A na koniec już zupełnie poprawiła mi humor. Rozejrzała się po salonie nabożnie jak w kościółku i spytała jak ogarniam tak chałupę przy małym dziecku, i jeszcze mam taką wiedzę.
Żałowałam że jej kawy nie zaproponowałam na wejściu, bo mimo że nic nowego się nie dowiedziałam to gawędziło się przemiło, i jeszcze tak mnie skomplementowała :D
Dżunior był grzeczniutki podczas wizyty, lubi skubaniec gości. No po mnie tego nie ma ;))
Acha, czegoś się jednak dowiedziałam, bo kobietka przytargała wagę :)
6,900 tadam!!!

Sunday 24 February 2013

Kojec.

No i Dżunior trafił za kratki ;) A dokładniej za siatkę, dziś dostał kojec. Zakup okazał się strzałem w dziesiątkę, młodzian nabawił się własnego kącika z mnóstwem zabawek, i bez niekoniecznie zawsze pożądanego towarzystwa psa. A my nareszcie mogliśmy złożyć sofę która ostatnio straszyła wiecznie rozłożona - tylko tak mieściła się na niej mata edukacyjna.
Panicz włożony do kojca umościł się na macie i ochoczo zaczął wymachiwać grzechotką niczym berłem. A drugą rączką dla odmiany pacał zabawki przyczepione na pałąku. Chyba pierwszy raz tak entuzjastycznie zareagował na zabawki, może potrzebował się nimi otoczyć żeby zwróciły one jego uwagę ;)


Thursday 21 February 2013

Zabawki.

Posadzony dziś na huśtawce Dżunior z zapałem zajął się wiszącymi na niej zabawkami. Nareszcie! Pół godzinki, a ja zamiast radośnie zająć się sobą w tym czasie, gapiłam się jak urzeczona jak wprawiał je w ruch albo sobie do nich gulgał. Uroczy widok.

Młody Panicz usprawnił także komunikowanie się z nami. Zadowolony - uśmiecha się, radośnie pokrzykując 'Gu!' albo 'E!'. Kiedy jest rozżalony, zasmucony albo wściekły wtedy krzyczy 'Gi!!!'. W zależności od stopnia sfrustrowania przeciąga 'iiiiiiii". Nim popadnie w nieciekawy stan znacząco wygina usteczka w podkówkę, i to jest ostatnia sekunda aby zapobiec złości. Czasem się udaje a czasem nie :D

Ostatnio jakoś tak prawie zrezygnowaliśmy z chusty. Młodzian ma ciekawsze zajęcia, leżenie na macie na plecach albo brzuszku, zabawki, oglądanie tv ;) Chusta przestała być już tak bardzo niezastąpiona :)

Monday 18 February 2013

Mlask :)

Dżunior dziś po raz pierwszy wsadził zabawkę do buzi :) Grzechotkę mu włożyłam w rączkę, umie tak trzymać od jakiegoś czasu. Pogrzechotał sobie trochę - a potem bach do pyszczka :) Kolejna umiejętność Dżuniorowa zaliczona!
Od paru dni cudowne słońce, wczoraj młodzieniec spacerował w towarzystwie Dziadków, dziś ja go zabrałam na przejażdżkę. Objechaliśmy chyba cale osiedle, po czym jeszcze, żeby nie tracić pięknego dnia zaparkowałam wózek w ogródku i Dżunior zażywał słonka kolejną godzinkę.
Za to potem, wyspany choć niekoniecznie wesolutki próbował usilnie przeszkodzić mi w przygotowaniu obiadu no i kulki mi krzywe wyszły :D


Saturday 16 February 2013

Ryżyk.

Dziś też kulinarnie, chociaż napisze tym razem o diecie Dżuniora. Mały smyk od wczoraj operuje łyżeczką. Jeszcze co prawda niesamodzielnie, bo na drugim końcu łyżki jestem ja, ale dziecinek od pierwszej chwili, dla mnie zaskakująco - przywiązał się do łyżeczki. Mam wrażenie że nieistotnie jest dla niego w jaki sposób podajemy mu jedzenie, grunt że podajemy. Do mleka dodałam nieco kleiku ryżowego dla takich maluszków i Dżunior zaakceptował nowy smaczek bez mrugnięcia. Nawet na śliniaku za dużo nie zostaje, małemu najwyraźniej szkoda uronić choć kropelkę ;) Mam nadzieję że mu ta chęć do jedzenia nie zaniknie na późniejszych etapach życia i nowych smaków, jakoś trudno mi wyobrazić sobie boje z niejadkiem. Zapewne za bardzo lubię jeść żeby umieć wyobrazić sobie niechęć do przyjmowania pokarmu :D

Skrzat wyrasta z rozmiaru 62. Już jest przyciasnawy. Cóż, jak patrzę ile on je... to jakoś mnie to nie dziwi. Wczoraj zadał szyku paradując w domu w rajstopkach i nie ma co ukrywać, pierwsze co się rzuca w oczy to pokaźny brzuszek synusia. Ale szalenie przystojnie wygląda w rajtkach, a mnie kojarzy się z własnym dzieciństwiem, przedszkolem, gdzie dzieciaki nagminnie tak wlaśnie chodziły ubrane. Teraz do grona rajtuzowców dołączył Dżunior, bo niesiona zapałem nabyłam wczoraj jeszcze cztery pary :D

Wednesday 13 February 2013

Gotowanie.

Zanim pojawił się w domu mały mężczyzna, pracowałam nocami, odsypiałam w dzień, obiady siłą rzeczy były ubogie, najczęściej z półproduktów, jakoś nie myślałam o tym szczególnie. I tak było lepiej niż zanim "pojawił się w domu" duży mężczyzna, wtedy funkcjonowałam na niskokalorycznych obiadkach z mikrofali i jogurtach. Fakt fakrem miałam wtedy sporo mniej kilogramów niż teraz :P Ale nie o tym ;)

Nim jeszcze pojawił się Dżunior doszłam do wniosku że czas zmienić nawyczki żywieniowe. Młodzian nie będzie jadał w przyszłości gotowców ani śmieci mikrofalowych. I że mam w sumie niewiele czasu na opanowanie choćby kilku dań. I tak od niedawna coś tam sobie próbuję, raz lepiej raz gorzej. Mam nadzieję że dojdę z jakimś podstawowym menu do ładu zanim szkrab będzie w stanie się poczęstować...

Bo na przykład nie powinien jeść przesolonego gulaszu (niepotrzebnie posoliłam dodatkowo gotujące się oddzielnie grzyby, teraz już wiem ;) Bo poza tym to super wyszło :D




Ale już smażony makaron z kurakiem był w porzo :>


No i dzisiejsza chała z doskoku wyrastająca w cieple modemu :D

- tu jedynie muszę popracować nad splotami ;)


Jak kiedyś wygramy w totolotka to oficjalnie mogę zostać pełnoetatową kurą domową - lubię to! :D

Tuesday 12 February 2013

Malutkie ciuszki.

Wreszcie zrobiłam porządek w komodzie małego. Jakoś trudno było się zabrać, i to nie tylko ze względu na lenia ;) Po prostu nie chciałam się ich pozbywać i pewnie gdyby nie chroniczny brak miejsca leżałyby tam dalej. Część jest mocno zniszczona więc raczej już się nikomu nie przyda, i jest część... którą skrzętnie zapakuję i schowam głęboko. Czy się przyda? Nie wiem, bo skąd mam wiedzieć ;) Ale nie umiem się pozbyć niektórych Dżuniorowych szmatek. Są wśród nich takie, które kupowałam jeszcze jak szkrab siedział u mnie w brzuchu, sa prezenty, są też takie których zakup bardzo dokładnie pamiętam. Nie umiałabym teraz ich wyrzucić czy oddać. Właściwie mam tak tylko z tym pierwszym rozmiarem, do większych ubranek już tak nie pałam sentymentem.
A Dżunior... Wskoczył radośnie w kolejny rozmiar, który to rozmiar zresztą w większości ubrań opina mu się ciasno na brzuszku :)
Synuś nabawił mi się takiej jakby kaszki czy też szorstkości na skórze. Podejrzewam o ten stan nowy płyn do kąpieli, nie zamówiłam na czas ziajki i kupiliśmy inny w markecie. Zdaje się był to bład który dziś błyskawicznie naprawiłam zamawiając od razu trzy flaszeczki ziajki. Skasowali za przesyłkę jak za zboże, ale czego się nie robi dla milusińskiego ;) Mam tylko nadzieję że zmiana płynu rozwiąże problem...


Monday 11 February 2013

Rozszerzanie dietki.

Blenderek działa jak szalony. Jeszcze nie w służbie Dżuniorowi co prawda, ale na przykład do dzisiejszego gulaszu przyczynił się walnie ;) jako i do musu jabłkowego wczoraj. Jednym słowem - mała rzecz a cieszy.
Zrobiłam rozeznanie co do tego, co i kiedy Dżunior może zacząć jeść. Skrzętnie na karteluszku mam wynotowane wczystko aż do siódmego miesiąca życia :) I na przykłam za miesiąć wystartujemy z marchewką, dynią, ziemniaczkiem i jabłuszkiem. Nie na raz oczywiście :D Bardzo mnie ciekawi, jak mały żarłoczek ustosunkuje się do porarmu stałego. Sądząc po tym jak czasem zachłannie łypie na nasze jedzenie, spodziewam się że wyrwie mi papkę z rąk ;)

Młody zaczyna interesować się zabawkami. Nareszcie, nareszcie. Jeszcze nie chwyta, ale zaczął bacznie im się przyglądać, czasem pacnie łapką. Leżał tak dziś z piętnaście minut w wózku - czego generalnie nie znosi - i wpatrywał się w to co nad wózkiem ma zawieszone. Zaległam na sofie i gapiłam się jak urzeczona.
Brzuszkowaniu nadal stanowcze nie, i nie pomogla wcale mata edukacyjna z wbudowanymi szeleszczkami, lusterkiem, kółeczkami. Na brzuszku nic dla Dżuniora nie jest wystarczająco interesujące.

A najlepiej, ach ach... na rączkach :P

Saturday 9 February 2013

Zakupy.

To to my lubimy ;) Co prawda Dżunior pod koniec urządził awanturkę, zmęczył się biedaczek bieganiem po sklepach... Ale za to został obdarowany matą edukacyjną i gryzaczkami. Ani jedno ani drugie jeszcze go specjalnie nie zachwyca, ale mam nadzieję że to już tylko kwestia dni. Chłopinek dostał jeszcze blender, ale tego podarunku w ogóle nie docenił, w przeciwieństwie do mnie. Po pierwsze wielkimi krokami zbliża się dzień w którym młody zje swoją pierwszą marcheweczkę i mnie to cieszy, a po drugie sprytne to urządzonko nie tylko blenduje ale także sieka i ubija. Żegnaj siekanie cebuli nożem :D Znaczy, cebula nie dla małego jeszcze ;) Do listy można jeszcze dodać pieluchy w mega promocji (hura!). Dżunior wyrasta z rozmiaru drugiego, więc dzisiejsze pieluszki to już trójeczki. Będzie ich ze dwieście, mam nadzieję że zdąży zużyć zanim wyrośnie ;)

Tak, to był szalenie obfity w zakupy dzień :)

Friday 8 February 2013

Chustka.

O zaletach chusty pisałam już, zdaje sie nie raz nawet ;) Ale do tej pory używałiśmy jej tylko w domu. Dziś zmuszona byłam użyć jej na spacerze, jako że nieodzowna część wózka pojechała niechcący samochodem wraz z mężem. A ja musiałam wyjść z domu, coby nie nabawić się wścieklizny spowodowanej widokiem czterech ścian. Siedzenie w domu w dużej dawce nie wychodzi na zdrowie, o nie.
Dżunior oprócz nowej kurteczki od Dziadków wypróbował także po raz pierwszy butki, słodkie malutkie buciczki. Co prawda są na niego nieco jeszcze za duże, ale podbite futerkiem, a zależało mi żeby nie było mu zimno w stopy. Chusta to nie wózek, możliwości okrycia nóg kocykiem brak.
Nie byłam specjalnie przekonana do takiej formy spacerowania, ale okazała się całkiem przyjemna. Może ciut ciężko, w sklepie niekoniecznie poręcznie sięgać po produkty, ale za to dużo mobilniej i łatwiej wcisnąć się w wąską alejkę. Zainteresowania specjalnie nie wzbudzaliśmy, w sensie nie większe niż w wózku. Bo do uroczych staruszeczek zachwycających się Dżuniorem już zdążyłam przywyknąć ;) Są zawsze bardzo miłe i zawsze zadają te same pytania :) Tylko w kawiarni, gdzie zachęcona sukcesem chustowym zajrzałam na kawkę ( Dżunior spokojniutko i szalenie kulturalnie rozglądał się na boczki albo uśmiechał do mnie) kelnerka zapytała czy to bezpieczne tak nosić dziecko. W pierwszym odruchu chciałam odpowiedzieć że gdyby nie było bezpieczne to zapewne bym tego nie robiła, ale ugryzłam się w język ;) Młodzież sluchała ;)
A chustka to jednak fajny wynalazek :)

Thursday 7 February 2013

Tłusty Czwartek.

Ano, nie dla Dżuniora, jeszcze nie w tym roku. Ale niech żałuje, bo w tym roku jak nigdy napad miałam i stałam przy patelni równo :D Szczęśliwie, nie jednego dnia, ale i tak mam dosyć. I smażenia i jedzenia. Dobrze, że to jednak tylko raz w roku :D
Smyk dzis za to szalał z Dziadkami większość dnia, głównie Dziadek go zabawiał. I tak mu to dobrze szło, że mały padł wieczorem jak betka i teraz tylko słodko pochrapuje. Chyba będziemy częściej Dziadka zapraszać :D
Uśmiechy nam rozkwitły na całego, co prawda na uśmiech Dżuniora w dalszym ciągu trzeba zasłużyć, ale robi to jakby chętniej i częściej. Cudowny widok, oczy mi mgłą zachodzą za każdym razem jeszcze, więc żeby oczy napatrzeć to wytrzeszczam je jak ropucha za każdym razem.
Zastanawiam się, czy mały będzie wielkim fanem telewizji... Nie przepuszcza okazji żeby się gapić w ekran, zastyga, zapatruje się... tylko jeszcze treść jest mu zupełnie obojętna.. :D

Ufff, kalorie kalorie ;)


Tuesday 5 February 2013

Poranek.

Pobudka o 7.30.
Mija chwilka zanim zejdziemy na dół, zmieniając pieluszkę odpalam telewizję śniadaniową. Zaraz potem na szybko, na bardzo szybko Dżuniorowa butelka. I karmienie, tulenie, odbijanie, tulenie, noszenie, nieco brzuszkowania, wiecej pleckowania ;), pieluszka, tulenie...... uffffffffff.
10.15.
Kawa!!! i moje śniadanie, hurra ;)
Ale to tak raczej na szybko, bo młody jednak nie chce spać, i już ze szklanką w jednej dłoni, drugą kołyszę wózek. Dżunior jakby zachłannie wpatrzony w moje płatki na mleku.... Pielucha, tulenie, noszenie, leżenie na brzuszku na mnie, chyba jest głodny?, noszenie, tulenie, butelka, odbijanie, noszenie, tulenie, proba położenia do wózka - ryk, wiec tulenie, noszenie, monio, wózek, huśtanie......
12.10.
Siedzę. Chwilo, trwaj, boś piękna... Uch... Powinnam wymyć butelki, asap. Zapomniałam o psiurowym śniadaniu... Wstawić butelkę do podgrzewacza, bo jak się skarbek obudzi to nie będzie przebacz.

A to dopiero południe minęło :D

Monday 4 February 2013

Drugie szczepienie.

Jakoś przetrwaliśmy. Znowu dwa kłucia, jedna, potem druga nóżka. Kiepsko to znoszę, na pewno gorzej niż Dżunior. On dla porządku wrzasnął przy każdym ukłuciu, i na tym zakończył występy w gabinecie. No, jeszcze dwa razy beknął ;) Poza tym rozglądał się ciekawsko siedząc u mnie na kolanach. Miły to dla mnie widok, bo ciągle stosunkowo nowy. To zainteresowanie otoczeniem, obserwacja, usilne przyglądanie się choćby... ścianie. Nigdy nie wiadomo co akurat zainteresuje synusia :)
Za to całe popołudnie potem mały był niespokojny, mniej jadł i mniej spał, koło osiemnastej był już taki marudny i wrzaskliwy że straciliśmy nadzieję na spokojny wieczór. Ale w końcu się ululał - a po drzemce, jak to on - tryskający humorkiem i przy apetycie. To lubię :)

Friday 1 February 2013

Przetrenowanie.

Dziś po raz pierwszy zobaczyłam synusia w wersji przemęczonej. Chyba mu zafundowałam na raz za dużo zabawy, muzyki, hałasu. Było super, uśmiechy, wygibaski i gulganie, aż tu nagle zmiana frontu i potężna awantura. Za dużo bodźców na raz, przeładowanie i przegrzanie malutkich zwojów.
Płakał okropnie, aż mnie dopadły wyrzuty sumienia. Dał się ukoić po bardzo długiej chwili po czym zapadł w kamienny sen :)
Na szczęście obudził się już w zwyczajowym, dobrym humorku :)