Chłopaki!

Lilypie Fifth Birthday tickers Lilypie First Birthday tickers

Friday 28 February 2014

Wielki Parowozowy.

Słowo się rzekło, popołudniem wziełam Dżuniora w szeleczkach na spacer. Tuptał sobie dzielnie do momentu kiedy zauważył że tu i ówdzie patyczki leżą. I spacer nam zanikł ;) było podnoszenie, oglądanie, łamanie, podnoszenie... Dziecko bez wózka jest jednak daleko kreatywniejsze niż dziecko w wózku :P wpadł nawet na to że patyczkiem można sobie w płot popukać. Albo przechodząc koło żywopłotu podskubać mu nieco listków. Fajny spacer to był. 
I chyba wyczerpujący również, bo dawno nie widziałam młodego panicza tak zafiksowanego na obiad. Karmił się dwoma rączkami na raz, wpychając sobie ich zawartość jednocześnie do buzi. Ja wiem, że można lubić kopytka - Dżunior lubi bardzo, i mięsko, i marchewkę, i fasolkę szparagową. Ale dziś młody jadł jakby tydzień nie jadł. 
Uwieńczeniem wielce rozrywkowego dnia byl wypadzik do marketu po parę drobiazgów. Zakupy zakupami, za to przy wyjściu Tomek stał i zaraz został wyściskany przez panicza, nawet nosek-nosek był ;) A potem już przejażdżka, gdzie Dżunior nie tyle fascynował się samą jazdą co deską rozdzielczą Tomka :D Dlatego na fotkach, wszystkich, widać tylko czubek głowy dziecięcia :D




Pstryczki, włączniki, kontakty, guziczki... Wielka pasja Dżuniorka ;)



Szukamy wiosny..

I znajdujemy ;) Niech już będzie cieplej, na prawdziwe lato nawet nie liczę, ale nie h chociaż teochę cieplej. Dziś na spacerze nam nie padało, nie wiało i nawet słońce wyszło, takie dni to zawsze jak mały cud - tak ich tu niewiele. Dobrze było wyjść i móc odetchnąć wiosną bez moknięcia i przewiania. 


Tu Dżunior w parczku. Miał radochę póki się spektakularnie nie przewrócił, bo potem to już tylko płacz i zgrzytanie zębów było i jak niepyszni opuściliśmy placyk. Panicz ukoił się dopiero jak spowrotem bezpiecznie w wózeczku wylądował. 


I jeszcze z naszego ogródeczka, mój ukochany bez zaczyna nowy sezon, a w krzaczkach już na chwilę wyjrzą do nas żonkile :)



Pogoda dalej nieprawdopodobnie ładna, więc może jeszcze później wyjdziemy na troszkę. Tylko już może tym razem zabierzemy szeleczki żeby uniknąć nieprzyjemnych sytuacji ;)




Tuesday 25 February 2014

Namiocik.

Dżunior ma "skryjówę" od paru dni... I coraz chętniej z niej korzysta. Miejscówa jest top secret, a dostępu broni pani ochroniarz na czterech łapach, i tylko ona ma prawo wejść poza paniczem do tego bunkra ;) patrzę na tą słodką parkę i zaiste wzruszająca jest ta komitywa i przyjaźń jaką się darzą :)




W takich momentach moje towarzystwo jest im conajmniej zbędne ;)

Młody panicz wczoraj z nagła stwierdził że lubi rzadką zupę. Przez chwilę mnie wmurowało i nie wiedziałam o co chodzi, a potem szybko machałam łyżką, a panicz pomrukując zachęcająco oszamał miseczkę kalafiorowej. Samego rzadkiego, bo ziemniaczki, kalafiora i marchewkę zjadł już sobie sam chwilę później. Upodobania Dżuniora, te kulinarne i każde inne zmieniają się z prędkością światła. Dziś nie, jutro koniecznie tak, a pojutrze nigdy w życiu. I wszystko to dotyczy tego samego tematu. Czy tylko mnie się zdaje że to można oświrować w szybkim tempie przy czymś takim? Szczerze mnie zastanawia czy dziś panicz zje swoją zupkę tak chętnie jak wczoraj, czy już dziś będzie bleee ;)
Najlepiej mi dawać mięcho i owoce. Dobrze doprawiony kurak i mandarynki. I dzieciak jest usatysfakcjonowany :P


Monday 24 February 2014

Tupu tup.

Na Dżuniora chodzącego gapię się z nieustającą przyjemnością. Bo i piękny to widok :)
Nastał czas kiedy potrzebowaliśmy małego pomocnika, bo średnio mi się podobają zdarte i posiniaczone kolanka młodego panicza. Pół godzinki na poszukiwania w necie i tadam, wybraliśmy naszym zdaniem najodpowiedniejsze szeleczki :)
Dziś doszły :)

A że słonko nam dziś zaświeciło, to można było sprzęt wypróbować.



Sprzęt bardzo nam odpowiada, młodzież ma wolne rączki, nie muszę go ciągle trzymać, i łatwiej uchronić Dżuniora przed upadkiem. A kiedy kroczki będą pewniejsze z trzymania za pałąk przerzucimy się na trzymanie smyczy... I młody panicz będzie bezpiecznie sobie spacerował. Swoją drogą już nie mogę się doczekać aż będziemy mogli na dłuższe spacerki wypuszczać się bez wózka...



Święty spokój...

...tylko jak długo wytrzymam nerwowo przewijając co chwilę do sceny gdzie Ludmiła szuka swoich owieczek?
Za kazdym razem, od poł godziny, kiedy ww. Ludmiła robi pa pa i odchodzi z owieczkami Dżunior wznieca pełen zaniepokojenia okrzyk zmuszający mnie do przewinięcia scenki od początku...

"Kieryś Ludmiła owieczki zgubiła, na próżno ich szukała... Już ich nie szukaj, a same wrócą, pasterko moja mała"
Beeeeeeeeeeeeeeeeeee.

Dramaturgii sytuacji dodaje buzia młodego panicza, dokumentnie wysmarowana dżemem porzeczkowym ze śniadania :>

Saturday 22 February 2014

Maziaje.

Zainspirowani ostatnimi poczynaniami Dżuniora (rysowanie na play group) pognaliśmy dziś do ikea po krzesełko odpowiednie wielkością dla panicza. Zdziwiłam się ostatnio, że tak pewnie siedzi na zwykłym dziecięcym krześle.. Dlatego cenię też sobie grupę, można się o dziecku wiele dowiedzieć ;)
Przy okazji Dżunior spotkał się też z dziadkami, więc wrażeń moc ;) 
Ikea. Jedno z ulubionych miejsc młodego panicza. Szaleje tam na maksa, a teraz, kiedy już wcale nieźle chodzi - przemaszerował właściwie sklep od początku do końca, z małą przerwą na lunch. I ze wszystkich działów ten z zabawkami standardowo interesował go najmniej ;) Dużo ciekawszy na przykład był dział gdzie stało kilka pralek :D
Jak krzesełko, to i Dżuniorowi dostała się rolka papieru do rysowania, bagatelka, 30 metrów więc można się wyżywać artystycznie, oraz kredeczki oczywiście. Oraz, trochę odbierając od tematów artystycznych - stopień antypoślizgowy do umywalki w łazience, bo do tej pory używaliśmy plastykowego pudełka na zabawki aby Dżunior mógł umyć rączki. Teraz będzie bezpieczniej. 

W domu panicz OCZYWIŚCIE pomagał przy skręceniu krzesełka, i już mógł zaraz zabrać się do tworzenia. Słodkich maziajków :D



A na krzesełku siedzi zaiste zawodowo!

Panicz od noworodka rozwija się szybko, ale teraz, kiedy jest ciut starszy ten rozwój wręcz galopuje ;) muszę pomyśleć nad jakąś tablicą czy matą na ścianę, już niedługo zapewne będę miała masę dzieł sztuki do eksponowania. Sądząc po tym jak synuś pewnie i charyzmatycznie kreskę kreśli, mam w domu małego geniusza! :)



Wednesday 19 February 2014

Ale wkoło jest wesoło ;)

Z wczorajszego spacerku z Dżuniorem okazały się dwie rzeczy. Pierwsza to nieco zdarte kolanka po kilkukrotnym spotkaniu trzeciego stopnia z chodnikiem, druga - młody panicz łaknie towarzystwa! Co widział młodzież to przystawał na chodniczku i piszczał podekscytowany. 
W takiej sytuacji nie mogłam postąpić inaczej niż do dzieci go dziś zabrać, akurat była grupa niedaleczko od naszego domu. 
Wystarczyło wejść, zdjąć Dżuniorowi kurteczkę, wystawić z wózka i nastąpiła eksplozja uciechy i poruszenia ;)))

Dzieeeeeeeciiiii!!! Zabawki!!!!!!!!!!!!!

Mamo, ale nie rób wiochy! Jestem mocno zajęty!


Ale wkoło jest wesoło ;)


Zlecieć ze schodka można raz, potem już wiadomo jak należy schodzić :>

Obecność obcych dzieci i dorosłych zupełnie Dżuniora nie deprymuje (a trochę szkoda w sumie), mnogość zabawek sprawia mu olbrzymią frajdę, i byleby z tego żadnej infekcji nie było, to za niedługo pewnie znowu pójdziemy ;)
W takich warunkach, gdzie panicz nie zna każdego kąta, ujawniają się magicznie nowe umiejętności. Typu schodzenie ze schodków, czy też dziś pierwszy raz zauważyłam że synuś potrafi wstać sam z pogłogi, nie przytrzymując się niczego. W domu zazwyczaj się łapie jakiegoś podręcznego mebla. Tam nie było mu to potrzebne. No i ile to radości z jednej sali zabaw :>






Saturday 15 February 2014

Męka usypiania.

Cóż, czasy kiedy Dżunior zasypiał w dziesięć minut od ułożenia go w łóżeczku odeszły do dalekiej przeszłości. A ostatnio młody panicz dokłada awanturkę lub mocno niezadowolone okrzyki gdy orientuje się że już pora na sen. Zmęczony, znużony, a zamiast zacząć słodko pochrapywać daje upust swoim frustracjom. I tak dobrze, że jeszcze jako tako śpi w dzień, chociaż może gdyby ograniczyć mu te drzemki to lepiej przesypiałby noc... Sama nie wiem. W chwili obecnej Dżunior na przykład pokrzykuje w złości na męża próbującego go ululać. 

Prezent walentynowy młodzian otrzymał dzisiaj. Tak wyszło ;) kupiłam memory, ale w tym jeszcze będziemy musieli się wstrzymać. Synuś nie był zainteresowany oglądaniem zwierzątek na obrazku, ewentualnie za rozrywkę uznał rozpirzanie kartoników ze zwierzątkami, ale to już znowuż mnie nie bawiło. Za to drugi prezent doczekał się należnej uwagi i porcji pieszczot ;)
Taki mops z sercem na wierzchu... Postrach kardiologów, Dżunior nie zgłaszał protestów ;)


Na fejsiku poddałam spontaniczny pomysł konkursu o satysfakcję, dzielę się nim także tu ;) Zagadka dotyczy produktu spożywczego którym dziś młody panicz raczył się z szalonym wręcz upodobaniem. Mnie jego smaki zaprawdę regularnie ostatnio wbijają w podłoże :D Co to jest?


A to co jest na zdjęciu niżej to już sama przedstawię ;) Moje najnowsze odkrycie. Ostatnio, znużona nieco powtarzalnością polskiej blogosfery kulinarnej przeglądam sobie amerykańskie blogaski. I trafiłam na coś :> Fajne, trochę inne, warte uwagi. Po upieczeniu nie zmieniliśmy zdania, nawet Dżunior dość łapczywie wbił w wypiek swe nieliczne ząbki.
Ciasto nazywa się Elvis Presley's Whipping Cream Pound Cake, i na niektórych stronach twierdzą iż rzeczywiście było to ulubione ciasto Elviska. Czy to prawda - nie wiem, ale jeśli tak to się nie dziwię ;) Swoją oryginalną strukturę i smak zawdzięcza tytułowej whipping cream, czyli po polsku śmietanie kremówce, choć osobiście uważam że whipping jest od kremówki dużo lepsza. Na pewno lepiej się ubija :D
Nastepnym razem tylko jednak mniejsza blaszka...




Friday 14 February 2014

Ni granic ni kordonów.

Do dzisiaj nasz salon był Dżunioro odporny. Pozastawiane przejscia do drzwi, szafek, zastawiony dostęp do biurka. Jeszcze tylko zasieków brakowało ;) ale z tym koniec. Mieliśmy po wyżej uszu potykania się o przedmioty, przeskakiwania i okrążania. Nie mówiąc o wiecznym wrażeniu bałaganu, jak i rzeczywistego bałaganu bo nie wszędzie dało się dojść. 
Dżunior jest już dużym chłopcem i czas by nauczył się nowych zasad. Że na przykład jak włoży palce do szuflady to istnieje ogromne prawdopodobieństwo przycięcia paluszków ;)
Tak więc odgraciliśmy, pochowaliśmy, pokój nagle oszyskał nieco blasku i ogrom przestrzeni. Młody panicz dalej nie może uwierzyć że jak tylko chce to może swobodnie wejść pod biurko, podejść do bramki przy drzwiach, no i że w ogóle znacznie mu się powiększyła przestrzeń życiowa. 
Tupta jak szalony od biurka do bramni w drzwiach wydając z siebie radosne pienia. 
Jeszcze tylko mamy zagrodzony swobodny dostęp do regałów z książkami, ale taką stratę byłoby mi zbyt ciężko by odżałować więc nie ryzykujemy. 

Na liście ulubionych potraw młodego panicza obecnie znajdują się kiszona kapusta i kiszone ogórki, oraz dżem porzeczkowy. Kilka dni temu niechętnie zjadł tosta z truskawkowym, a dziś rano pochłonął wręcz z porzeczkowym właśnie. Któż zrozumie smaki i smaczki takiego małego ananaska ;) miłość do cytrusów zyskała w każdym razie olbrzymią konkurentkę w postaci kiszonek :D

Dziś też, na widok mandarynki zawołał, jak mi się zdaje po raz pierwszy, Am!!! A potem już bardziej niecierpliwie i w nerwach Amamamamam!!! Żebym na pewno(!) zrozumiała o co dziecku chodzi ;)

Thursday 13 February 2014

Pa, słoiczki.

Jedna z tych rzeczy, których nie planowałam. Słoiczki z jedzeniem, wygodne i zawsze pod ręką. Z obiadowych Dżunior zrezygnował sam już kilka miesięcy temu, i nie powiem, przyjęłam to wtedy z leciutkim żalem. Ale słoiczki z deserkami i owsianką były w użyciu dalej. Szczególnie te z owsianką, bo gotowanie tego samodzielnie jest lekko upierdliwe. A jeszcze bardziej upierdliwe jest mycie po tym garnuszka ;)
No, ale z deserków młody panicz najbardziej upodobał soboe serki homo, a że znalazłam takie słodzone zwykłym cukrem a nie żadnym świństwem, to takie dostaje. A całkiem niedawno w markecie wypatrzyłam pudełka z owsianką o kremowej konsystencji, tylko jednej firmy i nie posiadając się z radości kupiłam na próbę. Zakup okazał się strzałem w dziesiątkę i nagle odkryłam że mam dużo miejsca w szafce kuchennej w której od tylu miesięcy królowały słoiczki Dżuniora. 
Właściwie o jego młodym wieku świadczy już tylko krzesełko do karmienia i łóżeczko ze szczebelkami, a mnie zaczyna brakować trochę tego niemowlaczkowego zestawu ;))

No i dziś pierwszy raz byłam zmuszona kupić maść na zadek panicza, jakoś do tej pory nie było problemu a po ostatnich jazdach kupkowych pupa jest w zupełnie nieciekawym stanie. Kremiki stosowane do tej pory słabo działały.  I widzę że Dżuniora boli, a jak jego boli to mnie też. Wszystko.
Poza obolałym zadkiem natomiast młody panicz jest dalej wulkanem energii i uprawia radośnie rozrabiactwo na wysokim poziomie, na serio zaczyna mi się marzyć jakaś dorywcza praca :> A suczkę będę chyba wtedy zabierać ze sobą ;D


Eda, nie pękaj! Skaczemy na główkę!

Wednesday 12 February 2014

Baw mnie.

Staję się fanką Dżuniorowych zabaw. Obserwowania owych zabaw. Z prostego manipulowania przedmiotami młody panicz przechodzi sprawnie na wyższe poziomy, i staje się to wielce interesujące do gapienia się ;)
Dziś sobie patrzyłam jak młody przenosi, klocek po klocku na sofę. Wyciągał jeden z koszyka, kładł na sofie, wracał po następny, aż tym sposobem uzbierał kilka. Następnie dla wygody podsunął sobie poduchę, wspiął się po niej na sofę, przyklęknął i zaczął sztuka po sztuce rzucać zebranymi wcześniej klockami. Pilnując, aby łupały o podłogę (a mówimy o ciężkich, drewnianych klockach), a nie o dywan. Jak wiadomo hurgot przy rzucaniu na panele  jest daleko bardziej spektakularny niż gdy rzuca się na dywan. Cwaniaczek. 

Eda powoli zaczyna wymiksowywać się z towarzystwa i szukać spokojnego kątka...


Tuesday 11 February 2014

Psoty domowe.

Dżunior osiąga coraz wyższy poziom. W każdym calu, choć mnie kiedy teraz o tym myślę na czele skojarzeń staje ten coraz wyższy poziom... mebli :P młody panicz wśród swych celów, założeń, pasji rozwija najchętniej wspinaczkę. Po zabawkach, sofie, komodzie, parapecie. Ciągle w górę, ciągle wyżej. Nawet jeśli przysiada na moment, to już raczej na sofie nie na podłodze. Opanował na tyle perfekcyjnie wchodzenie i schodzenie z kanapy że przestałam już się trząść za każdym razem jak podchodzi do tego sprzętu. Trudno, nie powstrzymam go przed urzędowaniem na sofie, to niech tam sobie przesiaduje. Może jakimś szczęśliwym trafem z niej nie zleci :P
Po domu chodzi tak sobie, różnie, ale ostatnio w niedzielę u Dziadków dał wspaniały popis poruszania się w pionie. Nie czworakował prawie wcale.. Widocznie grunt mu tam bardziej podpasowal niż w domu :D Zaznaczę jeszcze, że prócz umiejętności chodzenia, Dżunior popisał się w gościach także nieopanowanym łakomstwem i mam wrażenie że wyjadł Dziadkom większość zapasów ;P

Ostatni mój wypiek, dla koloru na stronie wrzucam ;) nad samą tatrą muszę jeszcze popracować :)


Sunday 9 February 2014

W małpim gaiku ;)

Miałam wczoraj wychodne, więc Dżunior z tatusiem mieli męski dzień. Chyba się nieźle bawili, szczególnie odkurzaczem :D
Po południu spotkaliśmy się w pobliskim centrum handlowym, a młody panicz został ku własnej ogromnej uciesze wpuszczony do zabawek i dzieci. Wparował jak burza i ruszył do zabawek, basenu z piłeczkami i dzieci. Szczególnie upodobał sobie pewne bliźniaczki i dziarsko ku nim pokrzykiwał i zachęcał do podejścia. Chyba był nieco zbyt rozentuzjazmowany, bo dziewczynki dosyć długo nie mogły się przemóc. Ale potem nawet podeszły bliżej, a na końcu jedna z nich chciała popchnąć maszerującego dzielnie Dżuniora. Okazało się jednak że mamusia zna aż nazbyt dobrze swoje latorośle i krótkim acz stanowczym okrzykiem zapobiegła niezręcznej sytuacji. 
Młody panicz bawił się świetnie, i wyjście z małpiego gaju nie obyło się bez pełnych protestów wrzasków. 





Należałoby Dżuniora zabierać w takie miejsca częściej, żeby tylko nie łapał po takich wizytach infekcji...


A dziś przed południem synuś zbudował sobie wieżę z trzech drewnianych klocków. Niestety nie zdążyłam uwiecznić na zdjęciu tej wiekopomnej i wspaniałej  budowli, gdyż wielki budowniczy szybciutko zniszczył swoje dzieło, dumny i blady wśród naszych pochwał i braw :)




Thursday 6 February 2014

A czas płynie jak łysemu po łysinie ;)

Dżunior skończył 15. miesięcy :)
A mnie jak to zwykle przy takich okazjach nachodzi na wspominki. Malutkiego łysolka we frotkowych śpioszkach, którego tak naprawdę wystarczyło sprawnie i na czas serwisować i szafa grała ;D
Młody panicz już w śpioszkach nie popyla, no i wymagania ma zdecydowanie większe. Czytałam sobie dziś o 17. miesiącu życia dziecka, bo tak akurat mi się kliknęło, tytuł miał wielce interesujący: "Złość moje drugie imię". No, jeśli chodzi o złość to mogę powiedzieć że panicz mój wyprzedza tabele rozwojowe :P umie się złościć i obrażać, płakać i awanturować na zamówienie, przyłożyć i uszczypnąć także. 
Gdzieś na codzień umyka też jak dużo rozumie. Potrafi podać żądany przedmiot, o ile oczywiście zna jego nazwę, więc głównie zabawki. Ostatnio nauczył się przytulać pluszaki, ale też przytula się do miękkich rzeczy w ogóle, w tym do nas też oczywiście ;) domaga się samodzielnego jedzenia paluszkami, i poza kaszkami czy owsianką najczęściej już je sam, doprowadzając nasz dywan do ostatecznej ruiny. Chodzi coraz pewniej, i nie unosi już tak wysoko rączek przy tym, jak wcześniej. Gadać za bardzo po ludzku nie chce, za to dużo po swojemu. Ale oczywiście woła suczkę, mówi "da" chociaż stosuje to raczej jak coś nam daje niż jak czegoś chce, no i nazywa swoją ulubioną zabawę paluszkową - coś jak "tsctsctsc" co według niego znaczy nasze "bzzzz". Nie wiem jak on to odbiera że mu tak wychodzi, generalnie to bzz chyba łatwiej powiedzieć niż to co on proponuje ;)
I cóż, Dżunior z Edą obracają nam wespół w zespół w pył chałupę, fajne to i radosne, zazwyczaj :) Szybko człowiek się przyzwyczaja do takich huraganôw, deptania zabawek, psa, głośnych awanturek i miziania się noskami jak eskomosy. No, Dżunior jeszcze nie wie kto to eskimos, ale miziać się noskami już bardzo lubi i mocno go to śmieszy... Jak i milion innych rzeczy, które już dawno zapomniałam że śmieszyć mogą ;) 
Fajnie jest. Dobrze mieć taką rodzinę :)


Wednesday 5 February 2014

Zawieje i zamiecie.

A konkretnie, to znowu zawieje. W kominie huczy i mało to zachęcające. Już bym wolała te zamiecie, trochę śniegu by nikomu nie zaszkodziło a Dżunior miałby szansę się przyjrzeć chociaż. A tak to nie ma wcale. 
Siedzimy w domu, bo skoro wychodzić nie trzeba to i nie wychodzimy, szkoda uszu. I brakuje mi polskiej pogody, jakoś jednak bardziej zrównoważonej. Co prawda jak czytam co w Polsce sie wyprawia to co nieco mi się jeży, ale oczywiście i tak dalej ciągnie. Mało tego, ostatnio gadałam z siostrą, i ona, zdecydowana do tej pory euroentuzjastka a może raczej pieniądzentuzjastka gorzko stwierdziła że wolałaby do pl. Nawet kosztem pogorszenia sytuacji finansowej. To jest nas dwie ;)
No, marzenia marzeniami a życie w krainie deszczowców płynie dalej. 
Szukam pracy. A Dżuniorowi opieki. Dramatyczne w tym jest to, że o ile nie przyjmą mnie na weekendy gdzieś, co zarobione pójdzie na opiekę. A jak młody zachoruje i ja nie zarobie w tym czasie to pełną kwotę za opiekę i tak trzeba uiścić. Drobne pytanie - z czego. Jak się załapię na weekendy będzie lepiej, ale raczej we trójkę czasu nie będziemy spędzać. Takie są realia. Cóż, zaczęłam słać CV.  I nie powiem, sfrustrowana ogólnie sytuacją bywam. 

Młody panicz szczęśliwie nie musi niczym jeszcze troskać swej główki, a za najlepsze towarzystwo do wszystkiego jest pies. I widać to z każdym dniem bardziej. Suka pozwala sobie dokładnie wchodzić małemu na głowę, ani ja ani mąż nigdy nie mieliśmy u Edy tak wysokich notowań jak ma od zawsze Dżunior. 
Trenują razem dżudo i karate,


Czytają książeczki,


Szepszą sobie na uszko,



I tylko Eda, kiedy Dżunior udaje się na drzemkę, z głośnym westchnieniem zalega na sofce, aby po chwili donośnie chrapać...



A kiedy słodka parka śpi, ja w ramach zupełnej relaksacji i odmóżdzenia oglądam chałupy w polandii. Co mi tam, marzenia jak każde inne :)




Monday 3 February 2014

Petent.

Dziś byliśmy z Dżuniorem w urzędzie. Lekko się obawiałam jak młody panicz wytrzyma konieczność siedzenia w wózku bez ruchu oraz oczekiwanie kiedy załatwiam sprawę. No ale wyjścia nie było, zapakowałam torebkę chrupek i hajda. 
Niepotrzebnie się strachałam. W poczekalni Dżunior oddał się obserwowaniu rosłego ochroniarza którego ów fakt mocno speszył i wziął się biedaczek schował za windą. Natomiast po podejściu do odpowiedniego biureczka wręczyłam młodemu chrupek i konsumpcja również pochłonęła dziecko doszczętnie. Chwila konsternacji nastąpiła kiedy urzędniczka, próbując w jej mniemaniu przełamać lody z dzieckiem, chciała wysępić jednego chrupeczka. Spojrzenie Dżuniora natenczas szybciutko odwiodło kobiecinę od prób kontaktu. Moja sprawa okazała się długa na jakieś sześć chrupków jedzonych niespiesznie, młody panicz odmówił pomachania papa sępiącej kobiecinie i dumnie oraz godnie opuściliśmy gmach :)

Saturday 1 February 2014

Eda i ja.

Patrzę i obserwuję!













Światło z okna nam tu przy zdjęciach nie sprzyjało zbytnio niestety, ale myślę że nawet takie istotę rzeczy oddają bezbłędnie :)