Wczoraj co prawda wiało jeszcze i wybyliśmy do małpiego gaju gdzie młody panicz szalał ponad dwie godziny niestrudzenie. A mnie naszła smutna refleksja, że dzieci są podłe i nie będę miała chyba odwagi puścić synusia do przedszkola nim ten nie ukończy lat osiemnastu i kursu karate. Cóż, Dżunior zaczyna bawić sie z innymi brzdącami, a te inne dzieci niekoniecznie grzeczne i miłe zawsze są. Ze wstydem stwierdzam że kiedy inne dziecko podnosi rękę czy nogę na panicza, we mnie zaczyna buzować nieopisana agresja i powstrzymuję się żeby nie podejść i nie pacnąć gówniarza w ucho. Tym bardziej, że panicz, nienawykły do agresji, jest wyraźnie w szoku i nie wie co się dzieje. Szuka ukojenia w mojej nogawce, a we mnie buzuje. Przedszkole? W życiu, chyba że z osobistym ochroniarzem :P
Ale chwilowo powróćmy do wiosny :P
Dziś od rana pięknie, więc buszujemy w ogródeczku. Młody panicz kosił trawkę z tatusiem, biegał z patyczkiem i wąchał kwiatki. Radosny jak prosię w deszcz ;D
No comments:
Post a Comment