Wyprawa była długa, nogi schodziłam, panicz trochę na nogach, trochę odpoczywał, a jak padł i zasnął to na całe 20 minut :P
Urządziliśmy też sobie piknik, i tu Dżunior był niezrównany. Odeszły w niepamięć już czasy gdy latałam z butelką z mlekiem, zastanawoając się gdzie ją podgrzać. I nawet czasy słoiczków i łyżeczek po torbie dzwoniących. Ach. Dziś młody panicz dostał do rąk kanapkę z szynką, serem i sałatą, i odgryzając sobie po kawałeczku po prostu ją zjadł ;). Następnie pobrał podaną mu flaszeczkę Kubusia, i sam zupełnie ją opróżnił. A że byłam pewna że napitkiem pogardzi i się sama załapię, to mnie suszyło aż dużo później sklep dopadłam ;)
Wzmocniwszy się solidnie, panicz pognał na plac zabaw, a że trafiliśmy na zupełnie nowy, przedtem nieodwiedzany, to miał co zwiedzać :)
Po placu zabaw zaliczyliśmy jeszcze las, gdzie Dżunior zażył swej jakże długiej drzemki i powoli zaczęliśmy wracać do miasta, by pojawić się w domu baaardzo późnym popołudniem.
Syneczek od pół godziny próbuje zasnąć... A mnie się naiwnie wydawało że zajmie mu to góra 10 minut dzisiaj ;))
No comments:
Post a Comment