Ja dziś na śniadanie miałam zaś tosta z dżemem, a piszę o tym tylko dlatego że muszę uprać narzuty z sofy... Dżem malinowy na zielonej sofce słabo wygląda. No i to nie ja smarowałam kawałkiem tościka po narzucie :P
A przypowieść o soczewicy w sumie nie dotyczy młodego panicza, choć naleśnika z soczewicą wcinał równo.
Soczewicę kupiliśmy z tydzień temu, mąż oświadczył że jeść tego nie będzie. Przemilczałam, odczekałam, wczoraj zrobiłam farsz, dodałam podsmażoną cebulkę, przyprawy. I nic nie mówiąc nikomu ;) nadziałam naleśniki. Mąż dowiedział się co je pod koniec pierwszego krokieta, który to krokiet bardzomu smakował :D
Dżunior jak pisałam nie pytał o nic tylko jadł. Złote to dziecko nie ma oporów, czy to soczewica, czy wątróbka z cebulką, czy ryba.. I oby mu tak zostało :)
No comments:
Post a Comment