Chłopaki!

Lilypie Fifth Birthday tickers Lilypie First Birthday tickers

Wednesday, 30 October 2013

Wylizywanie miski.

Znaczy coś, co uwielbiałam w dzieciństwie, i co wstyd przyznać, nie przeszło mi do dziś. A może właśnie dziś przeszło? ;) 
Poniższe fotki nie sa zbyt ostre, ale tak się trzęsłam ze śmiechu że nie dało rady lepiej. Oczywiście w misce nie było surowego ciasta, tylko ser do naleśników. Normalnie dodałabym żółtko, ale że Dżunior jada z nami obiady to surowizna nie wchodziła w grę. A miskę, owszem, chciałam sama wylizać :P Ale młody panicz zadecydował inaczej ;)




Napomknę jeszcze tylko z kronikarskiego obowiązku, że trudno się zmywa twaróg z włosów :P

Ps. Dżunior uwielbia naleśniki, o czym również się dziś przekonałam :) radość z obiadu miał taką że bałam się gdzie on to wszystko co zjadł zmieścił :D pierwsze naleśniki na młodym paniczem :D

W liściach.

Jesień nas zaiste nie rozpieszcza.
Wychodzimy na dwór rzadko, na krótko. Huraganowe wichury i paskudny deszcz odstraszają od wyściubienia nosa z domu.
Ale dziś się udało, choć już myślałam że nie będę miała okazji do pokazania jesieni Dżuniorowi. Szkoda, że na popołudnie i  następne dni znowu zapowiadają deszcz, za dużo się tym złotem nie nacieszymy :/ Ech..

Malutka fotorelacja, skoro już się udało ;P






Zal że młody panicz tak rzadko ma okazję do takiego hasania...

Sunday, 27 October 2013

Buziaczek :*

Poproszony o buziaczka Dżunior robi rzecz prześmieszną. Usteczka a'la karpik się układają i młody panicz jest gotowy do całuska. Ślini się kapkę przy tym, ale i tak jest uroczy :) niestety nie ogranicza się tylko do nas, równie chętnie pobiera całuski od psicy więc musimy być w stałej gotowości ;)

Znalezienie polskiego serka homogenizowanego bez trutki pod tytułem syrop glukozowo-fruktozowy to nie lada wyzwanie. Bydlaki ładują go nawet do danonków (tfu!). Jakoś przedziwnie zostało ludziom wmówione że cukier jest szkodliwy i niezbędne są zamienniki. I ładują jeszcze gorsze świństwo, nawet w produkty dla dzieci. Wspomniany syrop, aspartam, fuj. Znalazłam wreszcie serek, z malutkiej mleczrni w Czarnkowie i zapoznaję synka ze smakiem takiego serka. A generalnie i tak bede robic go chyba sama, z pomocą blendera to nie problem. Przeraża mnie, że żyjemy w takich czasach że wejście do sklepu to jak na pole minowe. Dla nas nie zwracałam na to aż tak dużej uwagi, ale przy małym najwięcej czasu na zakupach marnuję na czytanie etykiet. Paranoja. 


Friday, 25 October 2013

Pa śpioszki, pa ;)

Dżunior od początku sypiał w śpiochach... Jak był malutki, to i spędzał w nich dnie, jako że głównie je przesypiał ;) Wygoda i elegancja w jednym :D
Latem i wczesną jesienią spał tylko w bodziaku, no i w śpiworze. Więc liczyłam się z tym, że śpiochy 6-9 miesięcy bedą za małe, na szczęście jeszcze wiosną kupiłam pakę śpiochów 9-12.
Wczoraj nadeszła wielka chwila wyjęcia tych największych, jeszcze nienoszonych śpioszków......
...... I noszone to one nie będą, no na pewno nie przed młodego panicza. Za małe.... chlip ;)

Właśnie zrobiłam małe zakupki online, śpiochy dla takich dużych chłopców to już rzadkość, więc, ta dam, zamówiłam na próbę dwie piżamki :) Pierwsze piżamki Dżuniora! I jeszcze, przez przypadek wpadłam na kominiarkę (że też to ciągle jest w sprzedaży ;)) i jeszcze to dołożyłam do koszyka. Nic mnie bowiem tak nie stresuje na spacerze jak odkryte Dżuniorowe uszko :)

A wczoraj tatuś oddawał się wraz z synem stolarskiemu hobby. Znaczy tatuś sobie tam ciachał, piłował, i takie tam, a dziecku wręczył dorodne jabłko. I tak obaj mieli w kuchni zajęcie na dłuższy czas :D

Tuesday, 22 October 2013

Czekolada.

Dżunior dopadł dziś gorzką czekoladę. Złapał opakowanie, czekolada wypadła, cap do rączki a wiadomo że co w rączce to i w buzi. Zagapiłam się, szybkie i precyzyjne działania młodego panicza powodują że zastygam i patrze co będzie dalej. Ale zastygłam na niedługo, bo dość szybko skrob skrob ząbkami i czekolada zaczęła znikać. Mimo że gorzka, znaczy zdrowsza, to jednak nie jest to jeszcze specjał dla Dżuniora. Zabrałam, podła. I cóż.... Dawno już nie miałam takiej awantury. Zazwyczaj jak coś zabieram małemu to zastępuję czymś innym, odwracam uwagę i jest git. O, nie tym razem. Nic nie działało, nic. Żal za czekoladą był ogromny, nie do ukojenia przez dłuższą chwilę. Cóż, miłość do czekolady to zdaje się po mnie ;)

Powoli planuję mini party urodzinowe panicza. Bardzo mini bedzie ta imprezka, jednakowoż odbyć się musi :D zbieram gadżety i obmyślam prezenty ;) to już prawie rok, niewiarygodne. Nigdy jeszcze w życiu nie miałam tak dobrego roku :)

I czekamy na pierwszy kroczek. Dżunior zaczyna stawać bez trzymanki. Po prostu puszcza się trzymanego mebla, chwieje nim jak zaprawionym marynarzem, wśród mojego aplauzu wytrzymuje tak chwilkę i ląduje na zadku. Ta chwila stania co i rusz się wydłuża! :)

Friday, 18 October 2013

Dyńka!



Zebrałam się w końcu w sobie, odbyłam rundkę po bazarku w poszukiwaniu jak najbardziej naturalnie wyglądających warzyw. Krzywych, brudnych, zdrowych ;) W zasadzie w te zdrowe to mało wierzę, podobno nawet z upraw tak zwanych ekologicznych skład chemiczny mają porównywalny do nieekologicznych. Nosz ale warzywa jeść trzeba, sadzić ich wszystkich na trawniku nie będę. 
No i wraz z innymi przytargałam ładną dynię.. Obróbka masakra, ciężko przekroić, wyskubać pesteczki, pokroić... Ale potem już łatwizna i worek dyni w zamrażarce.
Zdecydowałam najpierw ugotować na próbę zupę dla nas. Kurczę, to dobre jest! Dżunior sokolim oczkiem wykukał że coś próbuję z gara i się nie dzielę, wzniecił alarm. Więc wyłowiłam kawałek dyńki, podmuchałam wsród niecierpliwego wrzasku i dałam ancymonowi. Spróbował... I mało mi palca nie odgryzł.. Byłam zmuszona wyłowić trochę do miseczki i narażając się na utratę palców nakarmiłam młodego panicza warzywem. Resztę zupy dla nas zmiksowałam i nalałam do kubków. Po czym prawie mi zupka w gardle stanęła gdy zobaczyłam minę własnego dziecka. Nadmienię tylko że on jadł wcześniej fasolówę którą zresztą bardzo lubi. No i cóż, o drugim daniu nie było dziś mowy, zamiast drugiego Dżunior oszamał miseczkę dyniowej. A co ;) 
Dynia jest kolejnym "wynalazkiem" nieznanym u nas w domu wcześniej, przed dzieciaczkiem. Po raz kolejny i pewnie nieostatni stwierdzam że potomstwo jednak znacznie ubogaca człowieka...


Fajna ta zupka, taka słoneczna, optymistyczna :)

Thursday, 17 October 2013

Już w domu.

Tylko jakoś tak trudno było się ogarnąć na początku ;) Musieliśmy odespać te parę dni biegania jak z piórkiem, kładliśmy się spać razem z Dżuniorem, ja przespałam również z nim wczoraj popołudniową drzemkę. Na szczęście młody panicz śpi jak złoto, więc nie było problemu żeby się zregenerować po urlopie ;)
A Dżunior, mam wrażenie, wakacjami był wniebowzięty. Skakał Dziadkom po głowach jak chciał, jak weszliśmy do domu to przez chwilę się wahał czy wyjść tak szybko z Dziadkowych objęć ;D Na szczęście dla mego matczynego serca nie zastanawiał się zbyt długo ;)

Dobrze się tak wraca po małym odpoczynku, stęskniona za dzieciem i pełna zapału do powrotu do rutyny :) Serio. Gdybym tylko mogła, to wyjechałabym zaraz znowu, tyle że już na pewno z młodym paniczem. Polska ciągnie, aż dziwne że tak nagle, po tylu latach w innym miejscu. Może też dlatego że z pięknej, słonecznej złotej jesieni wróciłam w szarówkę, wietrzysko, deszcz. Nawet na chwilę z młodym nie można wyjść na dwór. I gdyby... gdyby mąż nie miał tu stabilnej pozycji zawodowej, gdyby nie lubił tej pracy tak jak lubi... gdyby mógł coś podobnego w Polsce robić..... to.... No ale jest jak jest, swoje myśli mogę schować do kieszeni. Podchodząc do tematu realistycznie nawet takich myśli nie powinnam mieć.


Monday, 7 October 2013

Ok. Świruję.

Dżuniorowi mniej leci z nosa.. Za to pokasłuje, co mu utrudnia spanie. Mi też to utrudnia spanie, jak również nasz wyjazd. Coraz bardziej mi się wydaje że to był błąd. Pociesza mnie myśl że lecimy również załatwić dokumenty do paszportu młodego panicza i więcej takich rozstań nie planuję. Mam wrażenie że przez najbliższe lata. Budzenie się w środku nocy z krzykiem jest przykrą nowością i słabym doświadczeniem. Ja wiem że mu bedzie dobrze.. Ale do bólu osłabia mnie myśl że rano się obudzi i mnie nie będzie. I tak przez parę poranków. I czy będzie jadł i spał. I czy do czwartku wyzdrowieje :/

Mam dziś mega kiepski dzień, noc tragedia, wstałam  z bólem głowy, katar się nasila i tyle co mam energii skakać naokoło panicza. Siłą woli chyba :P Pfffffff :/

Saturday, 5 October 2013

Sniffff...

Dżunior jest dobrym synkiem. Bez gadania podzielił się ze mną swoim przeziębieniem. Wolałabym co prawda żeby mi je oddał i sam wyzdrowiał, ale doceniam gest :P
Mam tylko nadzieję że do czwartku mu jednak przejdzie, a ja zapewne wywiozę swój katar do Polski. 
Zapach eukaliptusa i mentolu unosi się smętnie po chałupie. Jako i odgłos smarkania. Po prostu nie da się przegapić że jesień pełną gębą :P

Ze zdarzeń pozytywnych - młody panicz staje bez trzymanki. Nagle odkrył w sobie potrzebę stania bez podtrzymywania ;) trwa to na razie kilka sekund i jest bum na zadek, ale kolejny wielki krok małego człowieka za nim. Chwilowo zresztą zatkany nos nieco go wstrzymuje, myślę że jak wyzdrowieje to dopiero pobiegnie :D

Eda zaczęła na całego żebrać od Dżuniora, bo jak stanie obok niego to mały bez problemu się dzieli. Mam wrażenie że ta dwójka już niebawem stworzy taki team, że jeszcze niejednokrotnie podniosą mi ciśnienie :]

Friday, 4 October 2013

A katar trwa...

To w sumie brzydko z mojej strony i mam wyrzuty sumienia, bo to Dżunior się męczy, ale po prostu siada mi samopoczucie i cierpliwość.
Dobry apetyt już się skończył, jednak katar przeszkadza. Pić to młody panicz tak niekoniecznie. Wycieranie nosa czy proba użycia aspiratora to już ciężka awantura. Szlag mnie trafia że on się męczy a ja jakoś tak niewiele mogę zrobić. I boję się że nie chce jeść ani pić od wczoraj. No, zjada bez problemu śniadanie. I bardzo dużą kolację. Ale w srodku dnia to już niewiele... No i po prostu czasem mam ochotę wyjść z domu, uciec daleko. Przynajmniej na trochę.

W ogóle zdałam sobie sprawę że jak cokolwiek się dzieje, choćby to przeziębienie Dżuniora, to mnie się cni do Polski. Jakiś czas temu uruchomił mi się ten dziki mechanizm. Przez tyle lat zero tego typu myśli, ostatnio niestety coraz częściej. Rozumowo to ja wiem, że bez szans i sensu, ale i tak mi się chce. Zdaje się czekają mnie te rozdarcia emigranckie, tęsknoty i myślenie co by było gdyby. Jeszcze żeby to jakiś sens miało....


Thursday, 3 October 2013

Przeziębienie i budyń..

Katar ucapił się Dżuniora na całego. Męczy się biedak okropnie, cieknie z nosa ciurkiem, wielki problem ze spaniem, pobudki w nocy. Szkoda mi go, bo widać jak mu ciężko oddychać i jeść. Chociaż z tym ostatnim na szczęście bez problemu, je chyba nawet więcej niż zazwyczaj. Tylko to oddychanie w trakcie posiłku... My niedospani, ja się tym katarem stresuję i też to jakoś nie teges wpływa na te ostatnie dwa dni :(
Jedynym plusem jest to że młody panicz pije od wczoraj. Bo tak to wszystko co płynne to be było. A teraz - dwa kubeczki po 100ml wczoraj, i już pół jednego dzisiaj. Do niekapków już go nie zmuszałam, radzi sobie i preferuje normalny kubeczek to ja się tylko z tego cieszę. Osobiście wynalazek niekapków jakoś nigdy mnie nie przekonywał do końca. Ale to młody miał tu ostatnie słowo :)

A dziś ta dam debiutujemy z budyniem. Czas ruszyc z mlekiem, zaczynam od przetworow aby za miesiąc, dwa, ruszyć z normalnym krowim do picia. MM Dżunior odrzucił już ze dwa miesiące temu, zobaczymy jak pójdzie z pełnym krowim. 
Budyń. Nie wiem czemu do tej pory robiłam z torebki. Szczęśliwie młody panicz nie po raz pierwszy wyzwala we mnie inwencję twórczą i dzięki temu nidgy więcej budyniu z torebki. Zrobienie go samodzielnie jest bardziej niż banalne - a różnica w smaku... również jest :D
Czekam tylko aż ostygnie i będę raczyć zaraz mojego chorowitka nowym smaczkiem ;)


Tuesday, 1 October 2013

Październik :(

Nie żebym miała coś przeciwko październikowi jako takiemu, ale Dżunior ropoczął miesiąc olbrzymim katarem i nieprzespaną nocą. Furczał całą noc i furczy dalej, a ja się naprędce edukuję u wuja google jak mu ulżyć. Mam nadzieję wyedukować się na tyle żebyśmy mogli przespać kolejną noc, przynajmniej jako tako. 
Teraz rano nie jest najgorzej, młody panicz kicha i głośniej oddycha, ale raczej  humor dopisuje. Obawiam się jednak że nieprzespana noc jeszcze da nam w kość. Uh. Paskudne przeziębienie. 
Kiedyśmusiał być ten pierwszy raz...