A bo tyleż właśnie mija od ostatniego wpisu. Dużo? Sądząc po tym jak zmienił się panicz - to ogrom czasu.
Myślę że mogę już mowić o buncie dwulatka. Bardzo stanowcze własne zdanie, w którym nie byłoby nic złego gdyby młodzian wiedział czego chce. Ale najczęściej nie wie no i wybuchają rozliczne awantury bo on nie wie czego chce, ale chce to już i natychmiast. A na pewno chce wszędzie wleźć, im wyżej tym lepiej, wszystkiego dotknąć i o wszystkim decydować.
Spacery to mały koszmar, wózka używam teraz raz, góra dwa w tygodniu bo Dżunior zupełnie już nie życzy sobie go używać. A jeszcze czasem użyć trzeba - kiedy muszę dojść w jakieś konkretne miejsce. Ale ograniczam takie wyjścia do minimum. Wyjścia bez wózka wymagają nie lada cierpliwości, i nie daj bóg że pójdę nie tą scieżką jaką zamarzył panicz. Awantura. Nie chodnik, trawka. Awantura. Nie ta strona ulicy. Awantura. Na łączkę nie ścieżką. Awantura. I przykłady można mnożyć. To co wywalczyłam bezlitośnie to to, że zatrzymuje się i podaje rękę przed ulicą. Zazwyczaj, więc na sto procent nie ufam.
Ostatnio ścinał mnie sen od tych atrakcji fundowanych przez młodego przed południem, i kiedy on spał spałam i ja, w dzieñ, nie wiedząc kiedy zasypiam. Ale tej radości nadchodzi kres również. Od paru dni przed drzemką w dzień nastawała sodoma i gomora w domu, a dziś nastała również, ale już panicz uspać się nie pozwolił. Osiwiałam doszczętnie, koniec chwili dla siebie w ciągu dnia zdaje się ;P
Jedzenie. Dżunior nie gardzi parówkami, serkami homo, owocami ale tylko w całości, kluchami wszelakimi, większością warzyw jak ma dobry humor. Często nie gardzi jajem pod różną postacią, kaszą. Ostatnio łaskawie jada płatki kukurydziane zwykłe z mlekiem na śniadanie. Reszta to pot i łzy, poza tymi nieszczęsnymi parówkami najcześciej odmawia innego mięsa. A taki skubaniec był wszystkożerny jeszcze nie tak dawno :P
No tom sobie ulżyła. Reszta to już czysta przyjemność ;)
Dziś na przykład doznałam napadu wzruszenia gdy Panicz zafiukał pięknie w fujarkę kupioną chwilę wcześniej. Tak szybciutko pojął w czym rzecz, i taki był z siebie dumny :) niech ćwiczy, może wreszcie gadać zechce ;) Instrumenty zamierzam sukcesywnie dokupować, skoro jego to wciąga to trzeba wykorzystać, ważne w końcu.
Kredkami mazia od niechcenia dalej, choć dziś dostał książeczkę do kolorowania i było ciut lepiej z zainteresowaniem. Za to z upodobaniem smaruje kredą po czym może i nie może, więc ma spory zapas, niech się wyżywa ;)
Plastelina tak sobie, mój paniczyk bardzo nie lubi mieć brudnych rączek więc go ta substancja nieco odrzuca.
Farby natomiast odrzucają mnie :P
Ślicznie drze papier. Zbierając strzępki z podłogi powtarzam sobie zawzięcie, jakie to dobre ćwiczenie dla małych rączek ;)
Niedawno próbowałam kleju, ale..... yyy jeszcze nie czas ;)
Drewniane układanki, znowu na topie. Oraz pociągi, tory, kolejki, wagony, lokomotywy, ciuchcie ect. Reszta zabawek zbiera dzielnie kurz. Szał lokomocyjny jest, trwa, ma się dobrze. Swoje tomki panicz nie proszony wyciera swoimi dodupnymi chusteczkami, żeby czyste były, karmi swoimi posiłkami, żeby z sił nie opadły, zabiera na spacery. No właśnie, od jakiegoś czasu nie wychodzi z domu z pustymi rączkami, zawsze coś chwyci na moment przed wyjściem, choś są to raczej przypadkowe zabawki. W sensie o ile koła mają, najcześciej ;D
Pomaga w zakupach, o ile może podaje artykuły kasjerce w sklepie, płaci i odbiera resztę. W naszym warzywniaku zawsze bierze dorodną pietruszkę, bo akurat to ma pod ręką jak wchodzimy. Więc mam zapas mrożonej pietruszki. Acha, i dumny jest z siebie jak może nieść potem siatkę, a w domu rozpakowywać i układać rzeczy.
Ostatnio ryczymy z mężem rubasznie, bo panicz życzy sobie kremikowania po kąpieli. A jeszcze niedawno darł buzię jak trzeba było już koniecznie użyć tegoż specyfiku.... Teraz drze jak się na jego żądanie tubki w rękę nie weźmie.
Coraz sprawniej się rozbiera, o. Duży postęp. Czapka, bluza, skarpety, nawet bodziaka sam już rozpina a to już zaawansowanej akrobatyki wymaga ;) podciąga rękawki przed myciem rąk, sam odkręca wodę, uruchamia prysznic, sam sie plucze, nabiera mydło, myje wskazane części ciałka.
Od niedawna już wreszcie zauważa samoloty, że są wysoko na niebie, pokazuje. W ogóle dużo zauważa, obserwuje, ślicznie się dziwi światu :)
No i to tyle, w wielce telegraficznym skrócie ;) tak mi się dzieć zmienia, tak dorasta, tak zaskakuje, że doprawdy życzyłabym sobie pisać o tym wszystkim częściej, bo warte. Oby, trzymam kciuki za siebie :)