W takiej sytuacji nie mogłam postąpić inaczej niż do dzieci go dziś zabrać, akurat była grupa niedaleczko od naszego domu.
Wystarczyło wejść, zdjąć Dżuniorowi kurteczkę, wystawić z wózka i nastąpiła eksplozja uciechy i poruszenia ;)))
Dzieeeeeeeciiiii!!! Zabawki!!!!!!!!!!!!!
Mamo, ale nie rób wiochy! Jestem mocno zajęty!
Ale wkoło jest wesoło ;)
Zlecieć ze schodka można raz, potem już wiadomo jak należy schodzić :>
Obecność obcych dzieci i dorosłych zupełnie Dżuniora nie deprymuje (a trochę szkoda w sumie), mnogość zabawek sprawia mu olbrzymią frajdę, i byleby z tego żadnej infekcji nie było, to za niedługo pewnie znowu pójdziemy ;)
W takich warunkach, gdzie panicz nie zna każdego kąta, ujawniają się magicznie nowe umiejętności. Typu schodzenie ze schodków, czy też dziś pierwszy raz zauważyłam że synuś potrafi wstać sam z pogłogi, nie przytrzymując się niczego. W domu zazwyczaj się łapie jakiegoś podręcznego mebla. Tam nie było mu to potrzebne. No i ile to radości z jednej sali zabaw :>
No comments:
Post a Comment