Chłopaki!

Lilypie Fifth Birthday tickers Lilypie First Birthday tickers

Saturday, 29 March 2014

To wiosna, to wiosna ;)

Jesteśmy zbyt zajęci by dużo pisać ;) a już mega zajęty jest Dżunior, który z całych sił pomaga tatusiowi w porządkowaniu ogródka. Wciągają go te prace bardzo, angażuje się bez reszty, z dużym entuzjazmem wyrzucał uschnięte kwiaty i patyczki do pudełka. Patyki długo się nie należały, bo zaraz młody panicz zaczął po jednym podawać je przez płot Edzie ;) która również była usatysfakcjonowana pracami ogródkowymi ;)
Wiosno przybywaj, jesteśmy gotowi :D


Friday, 28 March 2014

Spacer bez wózka.

Czyli genialny sposób na zmęczenie i opanowanie Dżuniorowej werwy :) Muszę zdecydowanie cześciej :D
Młody panicz już na tyle pewnie chodzi, że właściwie trzymam tylko koniec smyczy dla bezpieczeństwa. W konkretne miejsca jeszcze nie chodzimy, pozwalam młodzieży po swojemu odkrywać świat. Dziś zapałał ciekawością do drucianej siatki grodzącej szkołę i spędziliśmy sporo czasu chodząc wzdłuż i badając spoiwa, śruby, i wytrzymałość ogrodzenia. Kurczę, to zaprawdę ciekawe jest :] 
Dżunior nabawił się również interesującego nawyczku wycierania rączek o moje spodnie. A czyni to za każdym razem kiedy pochyli się obadać trawkę, kamyk, ziemię. Po prostu wstaje z kucek, podchodzi do mnie i wyciera sobie rączki. Czyścioszek, jakoś nie przyjdzie mu do głowy żeby o swoje wytrzeć ;D
Jeszcze pomachaliśmy pieskowi, jeszcze pokazaliśmy sobie ptaszki i okazało się że minęło już ponad pół godziny tuptania, a młody panicz jeszcze spokojnie sam doszedł do domu. I dobrze, im szybciej pozbędziemy się wózka i zaprawimy młodego w wędrówkach tym lepiej. Ostatnio chodzi za mną rowerek, ale ciekawe modele widziałam w pl a cena przesyłki ssie ;) ale coś trzeba będzie pokombinować, nim tatuś będzie mógł syneczka na ściankę wspinaczkową zabrać o czym już teraz głośno marzy :D
Po powrocie do domu Dżunior zaliczył obszerny lunch, a potem usnęła mi dziecina w niecałe dziesięć minut. Ruch is the answer ;)

Wednesday, 26 March 2014

A ja?

Tydzień temu byliśmy zmuszeni opuścić grupę, przez Dżuniorowe przeziębienie. Dziś już na szczęście nic nie stało na przeszkodzie żeby pójść - piszę na szczęście bo to dla mnie niesamowite pole do obserwacji młodego. A jest inaczej za każdym razem, w domu jesteśmy ciągle i tak nie wychwytuję szczegółowo zmian w zachowaniu panicza, a na grupie... jakbym za każdym razem była z innym dzieckiem ;))
Dzieckiem reagującym smutną minką jak mu ktoś zabierze zabawkę (do tej pory oddawał bez żalu i szedł gdzie indziej). Albo inna nowość - podałam innemu maluszkowi zabawkę, coś zagadałam i w tym momencie Dżunior stojący nieopodal wybuchnął okropnym płaczem, aż się opiekunki zbiegły. Uspokoił się od razu gdy do niego podeszłam i przytuliłam. Aha, ścisła rezerwacja ;))
I sytuacja która chyba zaskoczyła mnie najbardziej - zawsze w sali są tosty z masełkiem i dżemem, napoje. Już chyba pisałam że nie pijam kawki bo czasu na to nie mam przy wszędobylskim Dżuniorze, za to od zawsze dzieciarnia biegała z tostami pogryzając je podczas zabawy. Młody panicz nigdy nie zwracał na to uwagi, pochłonięty zabawą. Aż do dziś. Zobaczył tosta w rączce dziewczynki, lekko sposępniał. Rozejrzał się, upewnił że więcej dzieci ma jedzenie, i zasępił się zupełnie. Podszedł do mnie, złapał za nogawkę, spojrzał z urazą. Chcąc nie chcąc poszłam po tosta dla Dżuniora. On za mną. Otrzymał to co miały inne dzieci, z triumfem pomachał pani opiekunce że on też ma, uśmiech wrócił na twarzyczkę i nastąpiła radosna konsumpcja. Zjadł prawie całego, mimo że godzinkę wcześniej zjadł w domu pełną miseczkę kaszki i zagryzł chlebkiem z masłem. 
Pierwszy raz poza domem, w grupie, zaobserwowałam że otoczenie zaczęło mieć wpływ na panicza. Że zauważył że nie ma tosta jak inne dzieci, że skrzywił się do płaczu po zabranej zabawce, że zasmuciło go inne płaczące dziecko. Pierwszy raz próbował wyjąć kredkę z rączki innego rysującego dziecka. Już nie jest obok grupy, już wszedł do jej środka. Chociaż dalej raczej bawi się sam, co oczywiste. 
Jedna z najfajniejszych dziś zabaw. Rysowanie szybko go nudzi za to wpadł na pomysł, zupełnie sam, stawiania kredek. Po każdej bił sobie radośnie brawo, aż ułożył sobie tak:
Byłam zachwycona, serio. Biłam paniczowi brawo z takim samym zapałem jak on sobie ;)

Uczymy się też zjeżdzalni, dziś już udało się zjeżdzać prawidłowo, tylko za rączki musiałam trzymać

Był i piaseczek,

I samodzielnie ułożona układanka,

I wiadomo, że najfajniejsze zabawki są zawsze na najwyższych półkach :D

A ja coraz więcej widzę że mam w synu już nie tylko cichego obserwatora, ale radosnego kompana w odkrywaniu świata, ganianiu za zwierzyną po osiedlu, współrozmówcę, kumpla do wspólnego zaśmiewania się z królika wyskakującego z pudełka. Lubię to! :)





Saturday, 22 March 2014

Deszcze niespokojne potargały sad :P

Pogoda tradycyjnie nie sprzyja, lekki katarek dalej się utrzymuje, więc zamiast spacerków krótkie wystawianie się do ogródka. A resztę czasu trzeba zagospodarować, mocium panie. Co prawda na zabawki niedługo trzeba będzie postawić składzik w ogródku, ale Dżunior ma zajęcie i radość, więc co tam ;)

Kręgle. Piękna zabawka. Tylko młody panicz nijak nie widzi potrzeby żeby używać do ich strącania piłeczki, skoro własnymi rączkami może uczynić dużo większe zamieszanie ;)

Przyciski i guziczki, to nie wymaga tłumaczenia ;)

I lekkie zdziwko że bańki nie dają się złapać, a jakie ładne z nich były by piłeczki ;)

Powodowana ciężkimi wyrzutami sumienia zaczęłam znowu gotować paniczowi zupki, zobaczymy na ile młody będzie je chętnie przyswajał, wczoraj zjadł aż miło, więc... Tym bardziej że spokojnie przemyciłam do zupy wczoraj kaszy, której Dżunior ostatnio nie jadał bo obiad uparł się już dawno jeść sam paluszkami, a kasza była do takiego jedzenia za drobna. Więc w zupie...
Poza tym akurat dorasta nam nasza uprawa parapetowa w kuchni, więc już dziś panicz dostanie świeżutkiej pietruszeczki do zupki :)
O ile nas do pory obiadowej nie wywieje :P






Friday, 21 March 2014

O tym i o owym ;)

Syrop z cebuli ma magiczną moc. Stwierdzam to z całą stanowczością, a dodatkowym bonusem jest to że Dżunior za nim przepada :D Po niecałych dwóch dniach stosowania kaszel poszedł precz a katar sporo zelżał i już panicz może w miarę swobodnie oddychać. 
Wyszliśmy dziś na kwadrans do ogródka, płot nieźle hamuje wiatr i dało się łyknąć świeżego powietrza. Dżunior wypuszczony z domu oszalał ze szczęścia i radośnie za piłeczką ganiał ;)



I wiosennie się nastrajał


W domu natomiast fascynuje się od wczoraj gadającym konikiem z gadającymi klockami ;)



A także robieniem psikusów pod tytułem "ściągnę kapcia, schowam go pod sofę, a jak mama spyta gdzie kapeć to rozłożę bezradnie rączki i smutno powiem e-ma!"
Albo "poczekam aż mama się odwróci, otworzę pudełko gdzie są ciastka, zawinę sobie jedno i radośnie zacznę je pochłaniać"
A może "znajdę swoją starą niemowlęcą skarpetunię, przyjdę do mamy i spróbuję jej włożyć ją na stopę. Po czym się wścieknę że mi się nie udaje"

Tak tylko kilka z brzegu, bo młody panicz jest na tyle kreatywny że takich rozryweczek jest dziennie dużo więcej ;) 













Tuesday, 18 March 2014

Syropek.

Polegujemy. Znaczy, Dżunior poleguje, o ile akurat nie jest silnie wzburzony przeziębieniem. A jest na tyle często że w uszach mi dzwoni nawet teraz, jak śpi. 
Ale w ciągu dnia szybko traci siły, bo i karat bardzo przeszkadza mu spać i jest zmęczony.. Tylko panicz chorowitek tak sobie oto na mnoe poleguje w dzień
- bo normalnie jest na to zbyt zajęty ;)

Próbujemy organizować sobie ten czas w domu, ale łatwo nie jest... Młody szybko sie nie tylko męczy ale i nudzi, nie ma cierpliwości, złości się. 

Jeszcze jako tako koi go tablet, ostatnio wreszcie zajarzył w jaki sposób można się nim bawić, bo choć zainteresowany sprzętem był od dawna, to raczej go nosił, oglądał, i z upodobaniem wyłączał wszelkie aplikacje ;) od paru dni dosłownie używa aplikacji

Zmęczona panicza zmęczeniem i jego walką z katarkiem i pokasływaniem zmuszona byłam sięgnąć ku innym rozwiązaniom. I tak oto dziś po południu nastawiłam syrop z cebuli. Podobno można podawać dzieciom po ukończeniu pierwszego roku życia, Dżunior już ma prawie półtora więc mam nadzieję że go brzuszek nie rozboli. Naczytałam się w necie jak dzieci tym plują, więc wieczorem po kolacji wystąpiłam z łyżeczką i pewną taką nieśmiałością. 
Dżunior zrazu łypnął niechętnie na mnie i łyżeczkę, więc odlałam pół z łyżeczki, jak ma pluć to niech mniej będzie... Ale okazało się, że ten wyszukany smakołyk bardzo przypadł paniczowi do gustu, wypił te pół łyżeczki, potem kolejne pół, a na koniec usiłował poczęstować się cebulą z kubeczka :P

Oby magiczny ów eliksir pomógł i zmógł przeziębienie..



Saturday, 15 March 2014

Grrrrrrrr.

Drugi dzień kataru Dżuniora za nami, i szczerze - czujemy się tu jak po ostrym maratonie tudzież wykopkach. Młody panicz umęczony zatkanym noskiem nie zamierza ukrywać jak mocno daje mu to w kość. I swoje frustracje wylewa cięgiem, z drobnymi przerwami na sen. Niepodobna go zadowolić lub zająć na dłuższą chwilę. Jemu szumi w nosie a nam w głowach :P
Może i dobrze że pogoda się chrzani, przez parę dni i tak nogi za drzwi nie wystawimy. I o ile w tym czasie nie oszalejemy, to już będzie dobrze ;)

Thursday, 13 March 2014

Domowa ciastolina (playdough).

Od jakiegoś czasu już chciałam zaproponować Dżuniorowi do zabawy plastelinę. Powstrzymywało mnie to, że panicz wszystko co w rączce to do buzi, musi spróbować. Niby teraz plastelina nietoksyczna, nieszkodliwa, ale jakoś mnie to nie przekonywało do końca. 
Aż tu wczoraj bach, przepis! A w składnikach tylko to co bez problemu w spożywczaku idzie kupić. Nie powiem, pomysł mnie zelektryzował i już dziś doczekał się realizacji. Ku uciesze całej naszej trójeczki, bowiem obsiedliśmy dziś stolik razem i trudno stwierdzić kto bawił się najlepiej :P dodać można do tego teamu także Edę, która również okazała zainteresowanie, powąchała i spróbowała. 
Młody panicz również nie omieszkał nadgryźć, na co patrzyłam z absolutnym spokojem bo dokładnie wiem co do środka zafasowałam ;) no i nadgryzł, skrzywił się i więcej nie próbował :D
Co do mnie, to zabawę już miałam na etapie tworzenia, kiedy nagle z papki w garnku zamrugała do mnie zwarta masa ;)


A potem sobie polepiłam...


I pobarwiłam...


I jeszcze...


I tak dalej... ;)


A później Dżunior wstał, wrócił dżuniorowy tatuś, zjedliśmy obiad.... I się zaczęło :D

Uwaga, trochę zdjęć teraz będzie ;D








Mała rzecz a jakże cieszy ;) młody panicz bawił się świetnie, dużo lepiej zatrybił niż na kredki na przykład ;) a ja już znalazłam przepis na farby domowej roboty, tylko tu już lekko włos mi się jeży na głowie jak pomyślę o rozmachu twórczym Dżuniorka ;) ciastolina jednak jest bezpieczna, nie brudzi... No cóż, wyzwania są dla ludzi :D a w internecie można czasem znaleźć zaiste interesujące rzeczy :)












Zabawki.

Czasem nachodzi mnie, nieszczęsną, żeby kupić Dżuniorowi jakaś zabawkę. O tak, bez powodu. Sam jeszcze nie powie co chce, ale daję mu w sklepie potrzymać i patrzę czy się interesuje. Dziś się zainteresował, jak się okazało, chwilowo - czymś takim


Jak widać na załaczonym obrazku telefon z opcją śpiewania, literek, cyferek, kolorków i takich tam popierdółek zwisł sobie dość szybko, a dużo większym powodzeniem cieszyło się coś zupełnie innego. To coś, ten przedmiot pożądania, macany, dotykany, nadgryzany wreszcie znajduje się na fotce niżej


Zonk, że tak to zgrabnie i ściśle ujmę. 

Faza na zwierzątka nie przemija, jako że dziś byliśmy zmuszeni wybrać się na małe zakupy, miejsce kaczek dostojnie zajęły gołębie. Które na widok buły w mojej dłoni oszalały zupełnie, a i młody panicz był mocno rozentuzjazmowany widząc jak ptaszyny wdzięcznie się posilają

Młody okazał zaraz silne niezadowolenie że to nie on rzuca pokarm ptaszkom, zatem został wyposażony w okruszki i, choć z wprawą nie najlepiej jeszcze, to zdecydowanie nadrobił zaangażowaniem. 

W pewnym momencie dokarmiane głąbkow ustało, gdyż panicz zorientował się, niemal w ostatniej chwili, że karmiąc ptaszki wszakże sobie od ust odejmuje i pospieszył nadrobić to niedopatrzenie. 

W domu już zaś wyciągnęłam zza pazuchy jeszcze jedną atrakcję dla dziecka, tak tak, mnie grupa też uczy kreatywności ;)


I na koniec mała historyjka obrazkowa jak świadomie można wrobić własne dziecko i wpuścić je zgrabnie w maliny :> spróbował chyba wszystkiego ;)


I jeszcze, już na prawdę na koniec dodam, że na popołudnie lecę zaraz szykować dużą niespodziankę dla młodego panicza. Będzie to zupełnie coś nowego, dla mnie także, a dla synusia mam nadzieję spora atrakcja. Jeżeli wszystko ładnie się uda to zapewne jeszcze dziś będzie relacja na blogasku. Więc, jak to mówią w tym pogańskim kraju.... Stay tuned ;D






Wednesday, 12 March 2014

Wszędzie mnie pełno!

Przed drzwiami sali zabaw Dżunior zasadniczo nie ma czasu na zdjęcie czapki i polarka. Rwie do sali nie zważając na powiewające poły ubranka. Wiec i jego i siebie rozdziewam w biegu właściwie i wpadamy jak burza do środka. Tu już panicz nie ogląda sie na mnie, bo ma mnóstwo do zrobienia. Zabiegany jest okropniście, ciągle coś nowego sobie znajduje i gdyby nie to że trzeba tak popylać za nim i uważać co robi, to może mogłabym na chwilę usiąść i napić się herbaty którą niezmiennie przy wejściu mi tam proponują. Cóż, może kiedyś ;)
Rysowanie dziś nie leżało w strefie zainteresowań Dżuniora, dlatego też kaczką zajmowałam się bardziej ja ;)


Za to odkrycie kuchenki, garnuszków, talerzyków i sztucznego żarcia przyciągnęło i zaintrygowało panicza na dłużej


A hitem okazała się zjeżdżalnia z której fiknął dwa tygodnie temu, dziś już zawodowo wchodził na czworaka na górę (momentami próbował naśladować starsze dzieci i wchodzić na nogach ale jeszcze słabiutko ;)), a potem ni z tego ni z owego zaczął zjeżdzać ze zjeżdzalni na brzuszku i bardzo mu się ta zabawa spodobała. Kaskader normalnie :D 


Jednak w domu nie ma tylu szans na bycie kreatywnym, nowe otoczenie, nowe zabawki (te sa podmieniane regularnie, zawsze są jakieś "nowe"), obserwowanie innych dzieci, ma niesamowity wpływ na rozwijanie się panicza. Im będzie starszy tym częściej pewnie będziemy bywać, na razie raz w tygodniu wydaje się niezłym rozwiązaniem.
Po powrocie do domu jeszcze huśtawka i chwila szalenstwa z Edą w ogródku i dziecię usatysfakcjonowane :)
Z ciekawostek - skąd młody panicz wie że jak zakładamy buty to od razu pędem do drzwi bo na dwór, a jak zdejmujemy buty to pędem do bramki przy schodach i na górę żeby umyć rączki. Mój mądrasek :)


Tuesday, 11 March 2014

Kaczka vs ciężarówa.

Wygrał tir. 
Im bardziej Dżuniorka ku naturze ciągnę tym bardziej on ostatnio ku zdobyczom cywilizacji się skłania. I co z tego że kaczuchy jak malowane, a po dziobie można niemalże poklepać ;)



No, co z tego, jeśli nagle po drugiej stronie trawnika na parking wjeżdza ciężarówka i nagle wszystko traci sens i pędzi się tam na swoich malutkich nóżkach aż się kurzy, następnie kurczowo chwyta się murka i ściskając go w paluszkach z emocji ogląda manewr zawracania pojazdu. Który to pojazd jeszcze czasem wydaje z siebie przeciągły gwizd. Szał ciał i orzeszki, taka atrakcja..


Tir w końcu odjechał, a frustrację pogłębił domek do którego nijak, mimo usilnych prób panicza, nie dało się wejść ;) a pukał i stukał, nawet włamu próbował :)


Po kolejnym dniu na swieżym powietrzu z niechęcią myślę, że kiedy te parę pięknych dni się skończy i znów nastanie zwyczajowa szaruga, to we dwójkę z Dżuniorem pogrążymy się w smuteczku. Takie dni jak teraz baardzo dużo nam dają na plus do samopoczucia, lepszego spania, humoru. 




Monday, 10 March 2014

Wciąga nas błękit.

Pisać nie bardzo jest co, bo pogoda ładna trwa. Otworzyłam dziś oko, okiem tym wyjrzałam przez okno i błyskawicznie wyskoczyłam z wyrka, a zaraz za mną młody panicz. Nawet nie zamarudził raz przy kaszce, skubnął jeszcze bułki ode mnie i hajda w wózek i na świeże powietrze. 
Pojechaliśmy autobusem do parczku, spory kawał od nas, ale za to urokliwy. Pół godziny w autobusie w jedną stronę jeszcze trochę Dżuniora przerasta, ale jakoś poszło. W drodze powrotnej był spokojniejszy bo zmęczony. Plac zabaw i kaczuchy jak najbardziej, jednakowoż od uroku parczku jako takiego, budzącej się zieleni i kwilących ptasząt panicz zdecydowanie woli ruchliwą pełną samochodów ulicę i łupot maszyny kawałkującej beton pfff. Więc miast długo i upojnie podziwiać wzruszające krokusiki zmuszona byłam wystawić nas z parczku na przejazdówkę przez miasto. Ach, jakie to było interesujące :P
Co do zdjęć to jednak uchwyciłam nieco budzącej się wiosny, ruch uliczny jakoś mnie na równi z Dżuniorkiem nie porwał :P







Kaczki podeszły tak blisko bo miałam COŚ w ręku. Niestetyż odęły się błyskawicznie bo poczęstowałam je paniczowym chrupkiem kukurydzianym. Wzgardziły. 
Panicz natomiast nie zważając na nic począł paść się trawą i zeszłorocznymi liśćmi, więc zaraz z trawki daliśmy nogę :P
Obecna na zdjęciu wiewiórka jest nieco zamazana bo łapałam ją na dużym zoomie. Podejść bliżej nie była łaskawa. 
Wycieczkę zaliczam do udanych ;)





Sunday, 9 March 2014

Sea side ;)

Słowo się rzeekło, pogoda niewiarygodnie dopisała, wybraliśmy się dziś rodzinnie nad morze.
Dżunior co prawda (chyba niestety tradycyjnie) przeszedł w drodze chorobę lokomocyjną, ale wiedząc czego można się po paniczu spodziewać wzięłam zapasowy komplet ubranek i jakoś poszło ;)
Fantastyczny był to pomysł. Młodzian łasy rozryweczek rzucił się ku nowościom, fascynacja osiągnęła apogeum a szaleństwo trwało niemal cały dzień. I piaseczek z łopatką i wiaderkiem, i gra w piłę na plaży, i zasypywanie stópek w piasku, i bieganie po lesie w poszukiwaniu patyczków, szyszek oraz psów :D w dotrzymywaniu kroku Dżuniorowi towarzyszyliśmy my oraz Dziadkowie, i nóż, na nudę zaiste nie było miejsca ;)
Zadziwiło mnie jak długo może maszerować panicz, natrzaskał dziś kilometrów i po plaży, i potem po lesie. Chodził i biegał jakby nic innego nie robił od urodzenia :D
Ale co tu dużo pisać, kiedy tak piękne okoliczności przyrody opisać mogą dobrze tylko zdjęcia ;) garść zaledwie, tylko z telefonu, bo jakoś nikt chwilowo nie ma siły zrzucać na kompa zawartości aparatu fotograficznego :>
Piękny i miły wielce był to dzionek :)

Ooooo!!!

Piłka jest okrągła a bramki są dwie ;)

Dżunior pokazuje jak się stawia babę ;)

Dżunior się rozkręca ;)



Morze nasze morze - oprowadza Babcia ;)

Razem z Dziadkami idziemy szukać szyszek i wiewiórek ;)

Niech żyją wycieczki i wyprawy ;)