Pojechaliśmy autobusem do parczku, spory kawał od nas, ale za to urokliwy. Pół godziny w autobusie w jedną stronę jeszcze trochę Dżuniora przerasta, ale jakoś poszło. W drodze powrotnej był spokojniejszy bo zmęczony. Plac zabaw i kaczuchy jak najbardziej, jednakowoż od uroku parczku jako takiego, budzącej się zieleni i kwilących ptasząt panicz zdecydowanie woli ruchliwą pełną samochodów ulicę i łupot maszyny kawałkującej beton pfff. Więc miast długo i upojnie podziwiać wzruszające krokusiki zmuszona byłam wystawić nas z parczku na przejazdówkę przez miasto. Ach, jakie to było interesujące :P
Co do zdjęć to jednak uchwyciłam nieco budzącej się wiosny, ruch uliczny jakoś mnie na równi z Dżuniorkiem nie porwał :P
Kaczki podeszły tak blisko bo miałam COŚ w ręku. Niestetyż odęły się błyskawicznie bo poczęstowałam je paniczowym chrupkiem kukurydzianym. Wzgardziły.
Panicz natomiast nie zważając na nic począł paść się trawą i zeszłorocznymi liśćmi, więc zaraz z trawki daliśmy nogę :P
Obecna na zdjęciu wiewiórka jest nieco zamazana bo łapałam ją na dużym zoomie. Podejść bliżej nie była łaskawa.
Wycieczkę zaliczam do udanych ;)
No comments:
Post a Comment