Kombinuję jak tu kapkę odmleczyć Dżuniora. Powyższy pomysł sprawdził się cudnie, młody panicz docenił powagę sytuacji i własny talerzyk i zjadł prawie wszystko, oczywiście wyraźnie preferując bananka. Zresztą, części z naszego obiadu też mu dziś ciepałam w kawałkach na tacke przy krzesełku i tym sposobem trochę zjadł. Sam.
Cóż, dziecięce wymagania rosną, czas zacząć nadążać. Chyba wszyscy dzięki temu mniej nerwowi będziemy.....
A propos bananka, to po zjedzeniu zawartości swojego talerzyka wyjął z ręki i zjadł banana tatusia, oburzył się że już koniec, wysępił mandarynkę oraz chrupka. Nie, mnie nie martwi że to dziecko się zagłodzi. Co najwyżej że prezentuje coraz bardziej wyraźne preferencje żywieniowe a reszty odmawia albo je niewiele. Zresztą, to czego nie chce to raczej sprawnie oddaje psicy. Suka nam się wyraźnie zaokrągla :P
Pamiętam, że swoją nianię doprowadzałem do rozpaczy. Kiedy mnie pytała: czy zrobić ci "jestki" (co w jej języku miało oznaczać - coś do jedzenia) mówiłem, że tak proszę. W mojej pacholęcej głowie owo "jestki" jawiło się jako coś pysznego i nieokreślonego zarazem. Czego by mi nie podała, to nie było to. Odsuwałem talerzyk i nie chciałem tego jeść.
ReplyDeleteTo co byś chciał? Mów!
No "jestki" odpowiadałem.
No właśnie ci podałam.
I tak było w kółko. :-)
Ale i tak wyrosłem wysoko, wysoko.