Mąż miał dziś urlop, bo trzeba było polatać po urzędach i sama z Dżuniorem jakoś się nie widziałam w tych odwiedzinach. Tak więc dzień na mieście, a w sklepie sportowym ot tak, małżonek wyjął z kosza futbolówkę i kupił młodemu paniczowi.
W domu nastąpił szał radości. Oraz rzucania i turlania. I łapania. I odbijania. I to trwa całe popołudnie co najlepiej świadczy o celności zakupu :D Dżunior podskoki piłki kwituje salwami śmiechu i gania za nią po chałupie jak szalony.
Ku pamięci fotkę chciałam pstryknąć i pożyczyłam piłę od syna
I dobrze że wykazałam się refleksem, bo młody dzielić się długo nie zamierzał :P
W kwestii kulinarnej, która to kwestia wkrada się ostatnio na synusiowego blogaska, też coś dziś mam ;) A mam z tego powodu, że Dżunior rozsmakował się dziś ogromnie w nowości jaka chodziła już za mną od dłuższego czasu i dziś w ramach mojego odstresowywania się po urzędach powstała.
Wyrób mega zdrowy, sto procent home made, i tylko mi się cieszyć że młody wykazał tak daleko idący entuzjazm. Będzie jadał częściej, my też :)
Oto hummus :) Podobno świetnie się sprawdza jako smarowidło na chlebek, my się dziś częstowaliśmy prosto z łyżki :> Pycha!
No comments:
Post a Comment