I znowu właśnie jestem w tym stanie, a dodatkowo przyczynia się fakt dwóch ostatnich bezsennych nocy. Zimno mną telepie, kręci się w głowie, Dżunio nie chce jeść i prezentuje brand new wysypkę i jakoś mną trzącha. Acha, i niepokoję się o siedzącego w pracy męża, bo ma za sobą kolejną noc kiedy spał może z godzinę. A młodypanicz tę noc przewrzeszczał, krótko mówiąc.
No więc nawiązując do tytułu, wczoraj na granicy obłędu i nie wiadomo po co nagotowałam kisielku. Nie z torebki broń boże, osobiście, na kompocie z jabłek. A Dżunior? Mówiąc krótko kisielek miał gdzieś. Mówiąc dłużej - wszczął zamieszki na widok łyżeczki, następnie się wściekł że jak ja śmiem mu ową łyżeczkę podtykać, i na koniec uderzył w ryk dziecka obdzieranego ze skóry. Ot tyle.
Mąż uważa, że pyszny mi wyszedł. A moze powiedział to tylko żebym nie eksplodowała i przymusił się do jedzenia? :P Phi ;)))
No comments:
Post a Comment